Czasem zima, czasem wiosna - chciałoby się powiedzieć wyglądając przez okno. Niepewna aura za oknem sprzyja wirusom i dziwnym jednodniowym chorobom. Najgorsza z możliwych opcji to chory mężczyzna w domu, co to umiera już od kataru. No, ale sprawiłam mu rosół i jakoś wydobrzał. Tylko wszyscy znajomi się dziwili, że ja-wegetarianka rosołem się param. Otóż przepis zaczerpnęłam z tego bloga. W swojej wersji dodałam jeszcze trochę lubczyku, żeby to był rosół nie na kości, a z miłości... :) Myślę, że się udało. A przed nami nieco dłuższy weekend, a dla większości ważne święto. Chciałabym, żeby dla mnie był to czas odnowy - takiej wewnętrznej i zewnętrznej. Wyrzucenia niepotrzebnych rzeczy z domu, a z serca zalegających uczuć, z głowy - wspomnień. Pozbycia się balastu - we wszelkich przejawach. Czego Wam wszystkim życzę. :)
5 komentarzy:
o kurcze to mięsny jeż już jest passé?
najlepsze są -dla lubiących nabiał
i wersje letnie
:)))))
dla mnie zawsze był... bleee ;)))
Pozdrawiam ciepło.
Witam, przybyłam tu niedawno i pozostałam :)
Sowy są cudne. Jedną z nich chciałabym na pulpit. Jak można to zrobić legalnie? Pozdrawiam! Joanna z K.
Przyznaję... zrobiłam to nie do końca legalnie ;) Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)
O rety, ja po prostu chciałabym taką sowę jedną i nie wiem gdzie znaleźć, i nie wiem czy stąd mogę?
Prześlij komentarz