30 sie 2018

Biblioteka - nieistotne usługi

"Rada miejska zamierza zredukować nieistotne usługi" - taką deklarację odnośnie biblioteki usłyszeli mieszkańcy miasteczka Bramble. To miasteczko z kart młodzieżowej powieści "Kroniki Amora" Coleen Paratore.  Jednak sposób potraktowania biblioteki przez władze - w tym przypadku najpierw skrócone godziny otwarcia, a potem być może przejęcie księgozbioru przez filie w sąsiednich miastach - to nie jedynie fikcja literacka, o czym dobrze wiedzą na co dzień kierujący bibliotekami.

Mieszczącą się "w starym, ceglanym budynku" Biblioteka Miejska w Bramble kieruje pani Saperstone - bibliotekarka, która "kiedy opowiada o książkach, jest tak podekscytowana, że (...) wydaje się zawsze młoda". Pani Saperstone czyta trzy książki dziennie, dzięki czemu "nie przegapi żadnej dobrej" i "zawsze wie, które książki są dobre". 



Na pomoc bibliotece rusza główna bohaterka powieści Willa Havisham - wielbicielka Szekspira, która - jak sama o sobie twierdzi - "urodziła się pozbawiona genu cierpliwości", ma za to "potrójną zdolność do zamartwiania się". Willa często się przeprowadzała i trudno jej było zawierać trwałe przyjaźnie. A "przyjaciele, których znajdowała w książkach" zawsze byli obok niej. Willa uważa, że "nowe książki pachną jak atrament, a stare są bardziej tajemnicze", ale "kocha je wszystkie" i dlatego postanawia ratować swoją ukochaną bibliotekę i panią Saperstone. Bo przecież "nie każdy może sobie pozwolić na kupno każdej książki, którą chciałby przeczytać. Po to są biblioteki".  Willa zbiera więc doniesienia prasowe o bibliotekach w innych miastach i okazuje się, że "Bramble nie jest jedynym miastem, w którym biblioteki mają kłopoty".  "Wygląda na to, że głupota się rozprzestrzenia" - kwituje pomysł zamknięcia biblioteki Willa. Uważa też, że "bibliotekarze swatają ludzi z książkami". Najlepsza przyjaciółka bohaterki - Tina -  uważa że "biblioteki są dinozaurami" i "może nadszedł czas, żeby wyginęły", bo przecież jeśli chce się przeczytać jakąś książkę - można ją kupić, a przy odrabianiu pracy domowej wystarczy "poszperać w sieci". Tina, widząc starania przyjaciółki o ocalenie biblioteki, zaczyna zmieniać zdanie i wspierać Willę we wszystkim.  

Willa często odwiedza panią Saperstone, aby ją wesprzeć. Bibliotekarka  opowiada dziewczynce jak kiedyś wypożyczało się książki:
"Wpisywało się swoje nazwisko na kartę, która znajdowała się w kieszonce z tyłu książki. To sprawiało, że wypożyczenie książki stawało się czymś osobistym. Jak gdyby wypożyczało się coś szczególnego (...). Można było spojrzeć na kartę i zobaczyć, kto czytał daną książkę przed tobą. Kiedy widziało się te nazwiska, czuło się związek z ich właścicielami. A kiedy wpisało się własne, związywało się siebie samego z wszystkimi tymi ludźmi, którzy przeczytają daną książkę po tobie".
I dalej:
"Książka to żywy przedmiot. Przenika do twojego umysłu i serca i kształtuje twój sposób myślenia i odczuwania. Każda książka, którą czytasz, staje się częścią ciebie (...). Czasami widzę smugę sosu na stronie, na której opisana jest jakaś śmieszna scena. Wtedy myślę sobie, że może osoba, która czytała tę książkę przede mną jadła pizzę, kiedy roześmiała się w tym momencie. Albo widzę plamkę wielkości łzy na stronie ze smutną sceną i myślę o osobie, która czytała ten fragment i wzruszyła się do łez tak jak ja".

Oprócz wspaniałej bibliotekarki w powieści pojawia się też księgarz-pasjonat. Miłość do książek wypełnia strony tej zgrabnie napisanej powieści, na równi z pierwszą, młodzieńczą miłością przeżywaną przez główną bohaterkę. Szybkie tempo narracji i galeria ciekawych postaci, przedstawionych przez autorkę z czułą wyrozumiałością, sprawiły, że "Kroniki Amora" czytałam z przyjemnością, choć pierwsze zakochanie mam już daaaawno za sobą. 

20 sie 2018

Bibliotekarz - zawód dla starych pryków

Przedstawiam Wam najbardziej irytującego bibliotekarza, jakiego spotkałam do tej pory w literaturze. To Bronisław Mączyński, zwany Bronisiem - bohater książki "Cień dłuższego ramienia" i jej kontynuacji - "Renesansowej przygody" Haliny Popławskiej. 

Broniś - "nieśmiały, małomówny i nie lubiący wysuwać się na plan pierwszy", postanawia, za radą swej ciotki Zuzanny, poszukać pracy w bibliotece. Ukończył historię, ale jak sam przyznaje "nie miał pojęcia o bibliotekarstwie". Dyrektor miał jednak nadzieję, że w Bronisiu "obudzi się prawdziwe bibliotekarskie powołanie" i skierował go do Działu Dziewiętnastowiecznych Druków, by uporządkował tam zbiory.

Bronisia zajmuje ta "praca, nużąca monotonią" i "bez nadziei" jaką jest "katalogowanie - czynność pogardzana przez całą naukową, biblioteczną górę". Początkowo wydaje mu się, że "byle kretyn to potrafi", ale w miarę upływu czasu przekonuje się, że to "sztuka wymagająca erudycji i oczytania". 
Praca zajmuje go bardzo i kiedy do Biblioteki przyjeżdża z wizytą dyrektor Paryskiej Biblioteki Narodowej "Broniś, pozbawiony zainteresowań tego typu, nie pragnął pogłębić swych wiadomości z dziedziny bibliotekarstwa i korzystał z ogólnego rozgardiaszu, by znikać na całe dnie w starym magazynie, dziwiąc się w duchu, że tych bibliotekarzy bardziej interesowały mgliste problemy teoretyczne niż tak pasjonująca rzecz jak książka". 

 "Monotonny biblioteczny tryb życia" i praca wśród "bibliotecznych ramoli", "których łatwo było rozpoznać, ubranych w ciemnozielone fartuchy", nagle przyspiesza za sprawą panny Klary Michałowskiej - "najpiękniejszej dziewczyny w Bibliotece Narodowej". Wszyscy dziwią się, dlaczego taka piękna dziewczyna wybrała "taki skromny, zapoznany dzisiaj zawód", w którym "ani dochodów, ani innych splendorów". A przecież kobiety pracujące w bibliotece, według wieloletniego pracownika pana Błażewicza, to:
"skromne pszczółki, cierpliwe, ciche z rzadka tylko kłute żądełkiem ambicji. Kochają książki i są szczęśliwe głaszcząc pięknie oprawne w jedwabisty safian tomy. Wraz z osiadłym na półkach pyłem przeszłości wdychają książkowego bakcyla, który nie opuści je aż do śmierci, jak i one do końca życia nie opuszczą Biblioteki. Znałem takich, co się buntowali za młodu, uskarżając się na zbyt niskie zarobki i brak szacunku u społeczeństwa dla stanowiska bibliotekarza, ale zostali, zabrakło im siły, aby rozstać się z tą cichą, zdawałoby się nikomu niepotrzebną pracą".
 Sama panna Klara uważa bibliotekę za "zbiorowisko nieszczęśników, którym nie powiodło się w życiu" z "najbrzydszymi kobietami, które całe swe zainteresowanie ulokowały w książkach", a "ich widok nie rozpali niczyjego serca" i "na zawsze zamknięta przed nimi kraina miłości", zatem "rzuciły się w pracę, jak inne w ramiona ukochanego".

Powieść to nie romans a - zgodnie z intencją autorki - kryminał historyczny. Główny bohater zostaje zatem uwikłany w poszukiwania śladów notatek rodzinnych w starych księgach i rozwiązanie zagadki ukrytego skarbu, w czym panna Michałowska skutecznie przeszkadza. Praca w bibliotece staje się momentami tak niebezpieczna, że ciotka Zuzanna żałuje, iż Bronisia namawiała do pracy w tym "zawodzie dla starych pryków". Sam Broniś też momentami żałuje życiowego wyboru, martwiąc się, że na zawsze zostanie "popychadłem wśród nudnych bab chorujących na naukowość".

Autorka powieści przyznała, że książka miała być "maleńką, niegroźną satyrką na specyficzny snobizm naukowości" (wywiad do przeczytania tu>>>>), a zainspirowana została pierwszą pracą - w Bibliotece Narodowej, przy opracowaniu zbiorów polskiej szkoły na Batignolles w Paryżu. Dzięki temu świetnie został oddany klimat pracy w bibliotece i nurtujące pracowników problemy dnia codziennego - niektóre niestety aktualne do dziś. Powieść czyta się jednym tchem, choć jak już wspomniałam główny bohater irytuje - głównie przez swoje podejście do współpracowników i pracy, chociaż może to prawo naturszczyka, a wkurzają się tylko takie "biblioteczne ramole" jak ja? 😉

10 sie 2018

Vegetus znaczy krzepki, zdrowy

Sezon grillowy w pełni. Dla tych, którzy na ruszt wrzucają zielone - ku pokrzepieniu - fragment felietonu Barbary Adamczewskiej "Modnie i smacznie", dotyczącego wegetarianizmu

"Niejadanie mięsa było jedną z platońskich zasad, którą uważano za szczególnie korzystną dla człowieka. Dopiero w XIX w. dieta platońska została nazwana wegetariańską. Łacińskie słowo vegetus znaczy krzepki, zdrowy, więc nazwa zawiera wyraźną obietnicę dobrostanu. Przez wieki zwolennicy jarstwa (to jedna z używanych dawniej polskich nazw) byli jednak niewielką grupą. Nie mieli wielu naśladowców Platon i Pitagoras ani Leonardo da Vinci czy XVIII-wieczny poeta Stanisław Trembecki, który dietę platońską zaczął stosować, gdy z powodu niefrasobliwego życia zaczęło mu szwankować zdrowie. 
Dieta wegetariańska doczekała się dobrego czasu w początkach XIX w., zyskała dość szybko sporo zwolenników. Był to okres odkryć w dziedzinie biologii i medycyny oraz coraz bardziej świadomego dbania o zdrowie. W Anglii w 1847 r. powstała pierwsza organizacja wegetariańska - Vegetarian Society - istniejąca do dziś.
W naszych czasach wegetarianizm jest nie tylko modny, ale też jest ważnym sposobem na życie. I ma wielkie rzesze zwolenników (w Polsce ostrożnie szacuje się, że to już co najmniej 3 proc. populacji), którzy są wegetarianami z różnych powodów, nie tylko dlatego, że dbają o zdrowie lub że mięso jest kosztowne. To część spójnego systemu poglądów, w myśl których ważna jest troska o los zwierząt, dbałość o ekologiczne bezpieczeństwo, o przyszłość wyczerpanej matki Ziemi (...).
Zbyt rzadko jednak pada argument, że bezmięsne jest po prostu smaczne. Nauka już dawno rozprawiła się z sugestiami, że wegetarianizm oznacza niedostatek ważnych składników diety. Odpowiednią ilość białka, jak również tłuszczów, witamin i składników mineralnych można zapewnić przez właściwy dobór produktów. Przy diecie wegetariańskiej wystarczy tylko więcej myśleć."

B. Adamczewska, Modnie i smacznie, Polityka nr 32 (3172), s. 94. [ilustr. Pexels]


 

5 sie 2018

Złe skłonności do czytania

"Są dwie najstraszliwsze rzeczy na świecie. Wojna i małżeństwo z poetą lub literatem. Aktor też właściwie nie człowiek...". Tak zaczyna się powieść Krystyny Nepomuckiej "Mydło z łabędziem". Powieść wpadła mi w ręce, kiedy w pracy układałam książki i pierwsze zdanie skutecznie mnie do niej przykuło. To słowa matki głównej bohaterki, która "pewnego dnia odkryła nagle ze zgrozą", że córka "nie bawi się już lalkami", natomiast wykazuje "złe skłonności do czytania w nadmiarze książek, pisania pamiętników i głębokich zamyśleń". Postanawia zatem wydać córkę za "człowieka solidnego i na stanowisku", co jej się zresztą udaje. Małżeństwo bohaterki - o wdzięcznym imieniu Mercedes - nie trwa jednak długo: 
"Od rozwodu, który w tamtych czasach był skandalem towarzyskim, uratowała nas wojna. W listopadzie 1939 roku byłam już wdową (...). Nieudane małżeństwo z solidnym człowiekiem bez wyobraźni oraz wojna stały się impulsem do ponownego chwycenia za pióro". 


Literackie zmagania silnej i niezależnej Mercedes z wydawcami, spotkania autorskie w małych bibliotekach, wypełniają strony powieści na równi z prawdziwym, a nie propagandowym, opisem powojennej rzeczywistości i obyczajowości. Są poniekąd odzwierciedleniem zmagań samej autorki, bo "Mydło z łabędziem" to powieść w dużej mierze autobiograficzna. Powstała w latach 70. ale po raz pierwszy została wydana dopiero w 1994 roku, bo kolejni wydawcy wycofywali się z obietnicy druku. Powieść została uznana przez cenzorów za tekst "pełny politycznych pomówień", "jawną manifestację antyradziecką", a autorka za "przeciwnika politycznego". Realizm powieści, barwny język, humor i sama postać głównej bohaterki, sprawiają, że czyta się książkę jednym tchem. 


I jeszcze na koniec cudny językowo cytat. Pani Kiełbikowa, u której Mercedes wynajmuje pokój, mawia tak:

"Mężczyzna to zupełnie inna sorta człowieka, a co najgorsze nigdy nie są dorośli. My, kobiety starzejemy się, a oni do śmierci chłopcami pozostają". 


4 sie 2018

Wesele Anny

Sięgnęłam po książkę "Wesele Anny" Natachy Appanah, bo opis na okładce sugerował, że główna bohaterka - Sonia - poznała ojca swojej córki w bibliotece. Okazało się jednak, że nie była to biblioteka, a księgarnia:

"W księgarni na tyłach British Museum spotkałam Matthew. Szukał czegoś o Afryce, powtarzał to sprzedawcy, który kazał mu się porozglądać. Przeszedł obok mnie, uśmiechnęłam się, powiedział po angielsku, że niektórzy księgarze powinni się znaleźć po drugiej stronie - i wskazywał na muzeum."
Znajomość, która zaczęła się wśród książek, przetrwała tylko pół roku, a jej owocem była Anna - teraz już dorosła córka Sonii, która właśnie wychodzi za mąż. Ślub córki staje się dla głównej bohaterki pretekstem do rozważań nad swoim życiem, przemijaniem, rolą kobiety, matki i pisarki. Tytułowa Anna jest inna od Sonii - pisarki, korektorki w kobiecym piśmie, obdarzonej artystyczną duszą:
"Anna poświęciła się cyfrom (...). Powieści, historia, języki, literatura niewiele dla niej znaczyły. A jednak nigdy nie przestałam kupować jej książek (...). Zawsze wynajduję jakąś książkę, która mam nadzieje, zainteresuje Annę."

Sonia wychowywała Annę sama i jak mówi o sobie jest "entuzjastką życia w pojedynkę", nie ufa prawie niczemu i nikomu, może tylko córce i książkom:
"Tak naprawdę zazdroszczę kobietom noszącym obrączkę i pierścionek z dużym kamieniem na tym samym palcu, które twierdzą, że mężczyzna jest do nich przywiązany. Powinnam była to zrobić, zamieszkać z kochającym mężczyzną, wieść z nim spokojny żywot, narażać się na niebezpieczeństwa życia codziennego, jeździć do supermarketów na peryferiach po meble, dobierać różne drobne bibeloty na półeczki, żeby potem na nie patrzeć i przypominać sobie, że kupowaliśmy je we dwoje. Powinnam była nauczyć się traktować mężczyznę jak punkt odniesienia, umościć sobie miejsce przy tym jakże innym ciele, które często łączyłoby się z moim, dając uspokojenie. Powinnam była się postarać się zatrzymać mężczyznę, stworzyć z nim jakąś historię, obudzić w nim pragnienie pozostania ze mną, nie obnosić się przed nim z moją nieprzeniknioną twarzą, nieobecnymi słowami, niekiedy przykrymi. Powinnam była podjąć to ryzyko, tak naturalne dla większości ludzi, a tak przerażające dla mnie." 
Przejmujący i zapadający w duszę to opis samotności, wynikającej z innej wrażliwości, introwertyzmu, odmiennego postrzegania świata. 
Sonia uważa się za matkę "zbyt oddaloną", matkę nieobecną, matkę "z popiołu i dymu", "wymykającą się", "półprzezroczystą" a przecież "matka jest święta, wszyscy to wiedzą". Tego wyjątkowego dnia, kiedy Anna bierze ślub - Sonia chce być jak inne matki "godna, starannie uczesana, umalowana, uśmiechnięta, gotowa do konwersacji, doskonała"... Nie zdradzę, czy jej się to udało. Jeśli lubicie prozę intymną, refleksyjną, emocjonalną, sięgnijcie po "Wesele Anny".