Dostałam wiele cudownych prezentów urodzinowych od moich wspaniałych przyjaciół (za które to podarunki bardzo dziękuję). Wzruszył mnie też prezent od mamy - ciepłe bambosze na zimę. Nosiłam takie jak byłam dzieckiem - nie różowe, wiadomo, bo czasy nie sprzyjały szalonym kolorom włóczki - więc przez chwilę poczułam się jak mała dziewczynka, a nie jak trzydziestodwuletnia kobieta. Bardzo dobrze komponują się z pidżamą. I choć powinnam sypiać w koronkach i satynach a najlepiej nago, jako że dzielę łoże, to powiem wprost, że mam to gdzieś. Zimą musi być bawełna i ciepłe galoty. Kapcie, książka, kołdra i koc. I tylko dzięki temu zestawowi jestem w stanie przetrwać jesienno-pluchowo-śniegowo-zimową aurę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz