4 lut 2019

Świętość druku i elektroniczne bezeceństwa

Są takie książki do których się wraca, mimo upływu czasu. Przypomniałam sobie kilka tytułów z mojej czytelniczej listy podczas lektury książki Izabeli Degórskiej „Internat”. Główna bohaterka – Wiktoria – studentka socjologii bada fenomen książki wydanej blisko pięćdziesiąt lat temu. Książki, która w momencie wydania przeszła właściwie bez echa. Wystarczyło jednak, że znana gwiazda wspomniała o książce w telewizji śniadaniowej, by zapomniana dotąd powieść podbiła serca młodych czytelniczek, a pewne nieduże wydawnictwo wznowiło książkę. „Internat” Kasandry Vitay – bo powszechną fascynację tym tytułem bada Wiktoria - przetłumaczono na osiemnaście języków, powstała nawet ekranizacja. Wiktoria dociera do jednego z pierwszych (bez skrótów i nieautoryzowanych poprawek) egzemplarzy tej powieści, rozgrywającej się w szkole dla dziewcząt, który to egzemplarz znajduje, rzecz jasna w bibliotece. W bibliotece pracuje oczywiście bibliotekarka"kobieta wiekowa i chuda jak szczapa" w "grubych szkłach" zza których w czytelnika "wpatrywały się nieruchomo jasnoniebieskie oczy", które to oczy "były zimne i pełne zniecierpliwienia". Ba, nawet "jej ciasno spięty kok wydawał się nieprzyjazny". Bibliotekarka nie jest nastawiona do Weroniki przychylnie:
"Za moich czasów czytelnicy szanowali książki! Nawet te najbardziej pospolite! Druk? Świętość! Duch autora zamknięty w papierze! Ale teraz przychodzą sobie takie farbowane pannice, zakładają nóżkę na nóżkę, skanują tymi elektronicznymi bezeceństwami najcenniejsze książki i wydaje im się, że są humanistkami! - bibliotekarka cofała się przyciskając do piersi wolumin. Najpewniej, gdyby mogła trzymałaby go pod kluczem, w szklanej gablocie.

[Recenzja ukazała się pierwotnie, w nieco zmienionej formie w Informatorze czytelniczo-kulturalnym "Biblioteka Kraków"]

Nie wiemy czy to pod wpływem stresującego spotkania z nadgorliwą bibliotekarką, ale wkrótce Wiktoria sama staje się bohaterką badanej powieści i trafia do świata wykreowanego przez autorkę „Internatu”. Wciela się tam niejako w jedną z wymyślonych postaci, przyjmując jej wygląd i cechy osobowości. Początkowe zdumienie i idąca za nim fascynacja, stopniowo zamieniają się w obawę, że Wiktoria zostanie już w tym powieściowym świecie, który zapętla się i rządzi swoimi prawami. Okazuje się też, że nie jest jedyną osobą, która w ten sposób zasila świat powieściowy, który karmi się energią uwięzionych w nim czytelniczek, dając poczucie trwania na granicy snu. Główna bohaterka – w miarę rozwoju wypadków i poznawania kolejnych postaci wykreowanego świata – zaczyna zdawać sobie sprawę, że ucieczka z Internatu to kwestia życia lub śmierci…
Powieść Izabeli Degórskiej to dobrze napisana, wciągająca i trzymająca w napięciu, klimatyczna opowieść z przyjaźnią i pragnieniem akceptacji w tle. To świetna propozycja nie tylko dla starszej młodzieży, ale również dla miłośniczek (do których się zaliczam) „Małej księżniczki”, „Godziny pąsowej róży”, czy znakomitej „Tajemnicy Abigél” Magdy Szabó.

Brak komentarzy: