Klub Przypadkowych Książek to wysyłkowy klub książki, którego członkowie otrzymują co miesiąc książkę-niespodziankę, przygotowaną przez Shauna Bythella, księgarza, prowadzącego antykwariat w szkockim miasteczku Wigtown. Shaun "pieczołowicie wyszukuje pozycje, które spodobają się każdemu molowi książkowemu". A sam Klub jego założyciel uważa za "zrzeszenie ludzi, którzy nie lubią wdawać się w interakcje z innymi". W przeciwieństwie do tych, którzy osobiście odwiedzają popularny już antykwariat, a których dokumentuje w swoich zapiskach szkocki księgarz. "Pamiętnik księgarza" jest zatem zabawną panoramą ludzkich typów oraz różnorodnego podejścia do książek i czytania.
Poza odwiedzinami klientów, wyjazdami antykwariusza w teren, by pozyskać kolejne książki niewiele się dzieje. I przyznam Wam szczerze, że choć niecierpliwie czekałam na lekturę tego pamiętnika, to z każdą kolejną stroną moje rozczarowanie rosło. Spodziewałam się lekkiej i zabawnej lektury - co rzeczywiście można przypisać temu tytułowi. Natomiast samo podejście antykwariusza do klientów, którzy go odwiedzali nie zawsze budziło moje pozytywne odczucia. Trudno mi było też obdarzyć sympatią autora tych zapisków, przez co nie miałam motywacji, by książkę dokończyć. Zabrakło mi jakiejś takiej czułej wyrozumiałości dla ludzi, którzy w czasach kultury obrazkowej sięgają po słowo pisane i jeszcze chcą za to płacić. Zamiast tego jest sporo samouwielbienia i arogancji w stosunku do odwiedzających antykwariat. Zresztą autor sam przyznaje w pewnym momencie: "Mogę być niegrzeczny dla klientów, to mój antykwariat, więc nikt mnie nie zwolni". To mnie irytowało i nawet te zabawne historie, rzadko zresztą kiedy pozbawione złośliwego komentarza autora, nie wpłynęły na odbiór całości (może się starzeję i będę niedługo musiała zmienić nazwę bloga).
W każdym razie jest też w książce fragment o wizycie bibliotekarki:
"Kobieta, która najpierw przez dziesięć minut rozglądała się po sklepie, powiedziała mi że jest emerytowaną bibliotekarką. Pewnie według niej miało to oznaczać, że istnieje między nami jakaś więź. Myliła się. Ogólnie rzecz biorąc, antykwariusze nie darzą bibliotekarzy sympatią. Żeby książka przyniosła przyzwoity zysk, musi być w dobrym stanie. Dla bibliotekarza nie ma natomiast większej przyjemności, niż kiedy może wziąć świetnie zachowaną książkę, obkleić ją nalepkami, opieczętować pieczątkami, a potem - zupełnie nie zdając sobie sprawy z absurdalności swoich działań - nałożyć na nią obwolutę, żeby czytelnicy jej nie zniszczyli. Gwoździem do trumny dla egzemplarza, który znajdował się pod wątpliwą opieką biblioteki publicznej, jest wyrwanie ruchomej wyklejki i bezceremonialne przywalenie pieczątki 'WYCOFANA ZE ZBIORÓW' na stronie tytułowej przed wystawieniem książki na sprzedaż. Wartość pozycji, która przeszła przez biblioteczną mordęgę, z reguły wynosi jedną czwartą tego, co jej pozabibliotecznego odpowiednika".
"Pamiętnik księgarza" czytałam przez dwa tygodnie, nie mogąc go dokończyć. I to nie dlatego, że nie chciałam się rozstać z uroczym antykwariatem. Kiedy zaś przeczytałam ostatni akapit, odetchnęłam z ulgą, że mogę sięgnąć po coś znacznie ciekawszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz