![]() |
Nadesłane. Dziękuję :) |
31 sty 2013
24 sty 2013
22 sty 2013
Samsara i spowiedź Ziemi
Gdy wczoraj posadziłam swój zmarznięty tyłek na ciepłym kinowym fotelu i usłyszałam towarzyszącą filmowi Samsara muzykę oraz zobaczyłam pierwsze kadry, pomyślałam, że jak nic zasnę i obudzę się jak to zwykle bywa na napisy końcowe. Tak się jednak nie stało, bo każdy kolejny kadr - pieczołowicie dobrany - był niezwykle trafnym komentarzem do kondycji człowieka i cywilizacji. Piękne obrazy natury, przeplatane szokującymi wytworami zagubionej kultury nadmiaru, trzymały mnie w zdumieniu niemal do samego końca, choć przecież z niektórych zjawisk doskonale zdaję sobie sprawę. Film ten jednak jest dowodem na to, że obraz jest czasem lepszy niż tysiąc słów. Porażający w swej wymowie jest wołaniem do człowieka o powrót do prostoty, sprawiedliwości, uważnego patrzenia na innych i wejrzenia w siebie. To za czym goni, co namnaża ponad potrzeby jest niczym piasek z buddyjskiej mandali - nietrwałe a jedynym remedium na szaleństwo współczesnego świata jest harmonijne współżycie z innymi (końcowa scena z udziałem tancerek) bez względu na wyznanie, kolor skóry, pochodzenie. Banał? Może, ale zilustrowany w mistrzowski sposób. Polecam.
Bardzo mi do tego filmu pasuje piosenka od której nie mogę się uwolnić, szczególnie że po kilku przesłuchaniach skupiających się głównie na rytmie, dotarło do mnie o czym jest:
20 sty 2013
Czytam, polecam
Obiecałam sobie, już jakiś czas temu, że zaprzestanę znosić do domu miesięczniki, które potem zalegają i kurzą się, przeczytane w niewielkim zaledwie procencie. Przerzuciłam się na tygodnik Przekrój, ale nawet ten po jednym, dwóch artykułach mnie czasem do siebie zniechęca. Numery tegoż są bardzo nierówne - czasem czytam od deski do deski, częściej odkładam po przeczytaniu jakiegoś wywiadu. Ostatnio trafiłam na kwartalnik Kontynenty. Wciągnął mnie bez reszty. Po miernocie tygodników którym bliżej do szmatławców, mizerii portalu Gazeta.pl wyświetlającego na pierwszej stronie jako news skandale Dody, te teksty są miłą dla umysłu odmianą. I dla oka, bo oprócz doskonale napisanych esejów, reportaży, znaleźć tam można świetne fotografie, a treść i zdjęcia są świetnie skomponowane. Zajrzałam tam tak naprawdę dla opowieści Adama Wajraka o wilkach, a przeczytałam nawet artykuł o Camp Nou. To czasopismo jest odpowiedzią na jakiś głód we mnie - wiedzy, poznania, inspiracji, ciekawości. Mam nadzieję, że gazeta utrzyma swój poziom i wiem na pewno, że sięgnę po następny numer.
18 sty 2013
Miłość z kamienia - (nie)recenzja
Czekanie. To najbardziej bolesne kojarzy mi się z dzieciństwem i powrotami mamy z pracy. Wskazówki zegara niemal stały w miejscu, gdy już wyczerpał się zestaw zabaw z siostrą, a dywan prawie świecił ścieżką wydeptaną od drzwi do okna. A potem te ćwiczenia na doskonały słuch by rozpoznać kroki na klatce, zwiastujące bezpieczeństwo. Innego czekania - tak bardzo odciskającego piętno na emocjach - nie znam. I chyba ciekawość tego innego czekania skłoniła mnie do sięgnięcia po książkę Grażyny Jagielskiej Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym.
Z opisu wydawcy:
Pięćdziesiąt trzy wojny. Dla niego pełnia życia, przygoda, adrenalina, nagradzane na całym świecie reportaże. Dla niej samotność, niewyobrażalna tęsknota, paniczny strach. I kilkumiesięczny pobyt w klinice stresu bojowego, chociaż nigdy nie była na wojnie. To jego stres. Zawsze obarczał ją wszystkimi swoimi problemami. Książka Grażyny Jagielskiej to opisany przepięknym językiem przejmujący obraz związku z najbardziej znanym polskim korespondentem wojennym. Najważniejszą wojnę – wojnę o miłość, rodzinę i życie – musieli stoczyć między sobą.
To opowieść bardzo osobista, bardzo intymna, ale dość oszczędna w narracji. Mimo to zawiera całą paletę emocji - strach, zazdrość, rozpacz, zobojętnienie, tęsknotę, złość. I to czekanie, które już w pewnym momencie przestało być czekaniem na szczęśliwy powrót ukochanej osoby a stało się czekaniem na wiadomość o jego śmierci, niemal rytualnym na to przygotowywaniem. Nieudane próby wspólnych wypraw i wejścia do jego świata tak bardzo odmiennego od szarej rzeczywistości - wyprowadzania psa, odwożenia dzieci do szkoły, zakupów. Zmiany domów, mnożenie w nich sprzętów z nadzieją, że wróci poczucie bezpieczeństwa. Ta pewność, że nie ma się do zaoferowania nic atrakcyjnego, po takich wojennych przeżyciach i przyjmowanie na siebie całego emocjonalnego brudu, który takie wyprawy ze sobą niosą, aż do granic możliwości. Niespotykana symbioza dwóch osób. Trudna to książka. I ciężko opowieść tą ocenić. Czy ją polecam? Na pewno. Czy po nią sięgnę raz jeszcze? Tak. Bo nie znam takiej miłości i takiego oddania. Tak. By spróbować je (ją) zrozumieć.
Informacje zbyteczne
Nie dotarłabym do tego tekstu, gdyby nie felieton Vargi w ostatnim numerze Dużego Formatu. Zrobiło mi się wstyd, bo mam tak samo jak autor artykułu, a przecież wyższe wykształcenie do czegoś zobowiązuje... A może w dzisiejszych czasach już nie, skoro jest tak powszechnie dostępne? W każdym razie wypowiedź Krzysztofa Stanowskiego była mocnym strzałem na bramkę. Fragment poniżej, ale warto przeczytać całość.
Wczoraj sobie uświadomiłem, że na skutek odbieranych informacji staję
się zwykłym, zaściankowym tumanem - i mniemam, że nie tylko ja.
Doszedłem do takiego przykrego wniosku, oglądając jakąś migawkę na temat
sytuacji w Izraelu. Alarmująca myśl - nie wiem, kto jest premierem
Izraela, czyli nie wiem, kto za moment będzie mógł wcisnąć magiczny
czerwony przycisk i zapoczątkować sporą jatkę. Kiedyś wiedziałem, teraz
nie. Mogę sprawdzić, ale to już nie to samo. Wiem natomiast, że
"Perfekcyjna pani domu" - taka MILF z niezłymi piersiami i zachrypniętym
głosem - właśnie bierze rozwód. Kurwa, to jest niedorzeczne, wiem o
rozwodzie babki, która zakłada białą rękawiczkę i wyciera kurz, a nie
wiem, kto tak naprawdę decyduje o losach świata, bo przecież konflikt
Izraela z Syrią to rzecz bardzo poważna.
Cały tekst tu.
15 sty 2013
Książki-wypłatki
Kolekcjonuję od pewnego czasu książki, które już kiedyś przeczytałam a które zmieniły coś w moim życiu. Nieraz muszę sięgać po używane, bo zależy mi np. na pierwszym wydaniu, właśnie w takiej a nie innej szacie graficznej.
I tak w tym miesiącu udało mi się nabyć dwie:
Bejbi blues
Jest taka scena w filmie Kevin sam w domu, kiedy główny bohater, aby odstraszyć włamywaczy animuje postacie z kartonu. Przypomniała mi się ta scena, kiedy oglądałam najnowszy film Katarzyny Rosłaniec Baby blues (tak jest w czołówce, a nie jak na plakacie Bejbi blues). Rozumiem oczywiście, że większość grających tam aktorów debiutuje na ekranie, ale wydaje mi się, że rolą reżysera jest wydobycie z nich głęboko ukrytych zasobów. Tak się jednak nie stało i w konsekwencji mamy całą galerię kartonowych bohaterów, którzy nie wzbudzają żadnych emocji, a przez to powodują, że film jest nieco przydługim wideoklipem. I nie zmienia tego odczucia nawet tragiczny finał. Owszem film zwraca uwagę na poważne problemy – braku miłości w domu rodzinnym, rekompensowania sobie emocji zakupami, czy „młodocianej” ciąży, ale opowieść ta brzmi fałszywie. Szereg scen jest po prostu niewiarygodnych – jak to w kreskówce chciałoby się powiedzieć. Bardziej dotykają życia reportaże prasowe czy opowieści pracowników socjalnych (tu ukłon w stronę Sis.) niż najnowszy film twórczyni Galerianek. Odradzam.
14 sty 2013
Zapach dla bibliotekarki?
Firma Oriflame wypuściła na rynek nowy zapach pod nazwą Smarty Susie. Woda toaletowa firmowana jest znanym nam już wizerunkiem bibliotekarki oraz hasłem Czytaj między wierszami.
Opis zapachu:Przygotuj się na ekscytujący romans z wodą toaletową Smarty Susie. Seksowne aromaty kandyzowanych fiołków i paczuli tworzą idealny zapach dla błyskotliwej uwodzicielki, która potrafi rozszyfrować miłosny kod ukryty między wierszami.
Zapach mi się nie podoba - kojarzy mi się bardziej z zatęchłym magazynem niż z fiołkami, no ale to rzecz gustu.
Reklamujące zapach urokliwe dziewczę ma okulary, odsłonięte kolanko i stoi na tle regału z książkami i drabiny, a obok rozłożona książka i poradnik Upoluj go w bibliotece (z czymś Wam się kojarzy?;))
1. Wybierz książkę o wabiącym tytule.
2. Powoli kartkuj książkę, co jakiś czas rzucając mu uwodzicielskie spojrzenia znad okularów.
3. Pochyl się nad jego ramieniem i szeptem wyznaj, że szalenie podoba Ci się ten fragment tekstu.
4. Kiedy masz już pewność, że poczuł zapach Twoich perfum, odejdź nieśpiesznym krokiem, rzucając mu na odchodnym wymowne spojrzenie.
Zdziwię się, jeśli jakiegokolwiek mężczyznę ten zapach uwiedzie (gdyby któraś z Was próbowała, proszę mi dać znać). No, chyba że jakiegoś Piotrusia Pana, bo ten aromat przywołuje na myśl raczej babciną szafę i wspólne niedzielne wyjście do kościoła. Takie mam odczucia i nawet wizerunek Susie mnie do tej wody nie przekona.
11 sty 2013
Cytat dnia
Daj dziecku jabłko i królika.
Jeśli zje królika i zacznie bawić się jabłkiem, kupię ci nowy samochód.
Harvey Diamond, amerykański dietetyk
Jeśli zje królika i zacznie bawić się jabłkiem, kupię ci nowy samochód.
Harvey Diamond, amerykański dietetyk
9 sty 2013
Kalendarz dla bibliotekarza
Wybór kalendarza nie jest prostą sprawą. To coś co nosimy przy sobie niemal stale (o ile, oczywiście w ogóle go używamy), przez okrągły rok. To powiernik najpilniejszych spraw, wykonanych - lub nie - zadań, czasem sekretnych myśli, czy haseł i kodów. Rzadziej już adresów i telefonów. Jeśli nie korzystam akurat ze służbowego, wybieram taki o dość grubych białych kartkach - by mazanie przeróżnymi pisakami nie powodowało przebijania notatek na drugą stronę, z datami oznaczonymi dużą czcionką, urywanymi rogami i przekładką ze wstążki. To bardzo przyspiesza podjęcie decyzji, a nie jest tylko dowodem na jakiś rodzaj bzika ;) Radzę też omijać Empik - mają bardzo duże marże a różnice między ich cenami a takimi w księgarni to często kilkanaście złotych. W tym roku wybór padł na kalendarz firmy Albi:
![]() |
Sowy, sowy i jeszcze więcej sów ;) |
7 sty 2013
Przeczytałam
![]() |
Wydanie II, 2007 |
Wspomnienia wojenne Karoliny Lanckorońskiej powinny być lekturą obowiązkową dla tych wszystkich, którzy słowami honor, odwaga, ojczyzna, patriotyzm wycierają sobie czerwone z nienawiści gęby. Pojęcia te mają w tej opowieści właściwe, należne im znaczenie i nie są jedynie pustymi słowami - a poświadczone są życiem. Wprawdzie czytelnik nie znajdzie tam opisów spektakularnych działań przeciwko okupantom - raczej świadectwo swoistej pracy u podstaw, niemniej opisy konfrontacji hrabiny z gestapowcami powodują, że serce na moment staje. Są w tej opowieści momenty zatrważające, są wzruszające, zdarzają się zabawne. A to wszystko opowiedziane piękną polszczyzną. Zachęcam do lektury i z kronikarskiego, zawodowego obowiązku przytaczam dwa fragmenty.
![]() |
Wydanie I, 2002 |
Z przedmowy Lecha Kalinowskiego i Elżbiety Orman:
"Jeszcze w roku 1926 dr Lanckorońska wyjechała na dłużej do Rzymu, gdzie poświęciła się badaniom nad sztuką włoską okresu renesansu i baroku. Zgromadzone wówczas materiały zaowocowały w jej późniejszych pracach naukowych. Przy Stacji Rzymskiej PAU była bibliotekarką i przez kilka lat kierowała działem historii sztuki, porządkując m.in. zbiory biblioteczne i fotograficzne, pochodzące częściowo z darowizny jej ojca".
Autorka o Hansie Franku:
"Na uroczystość pierwszej rocznicy Generalnej Guberni mówił publicznie, że prędzej ziemia istnieć przestanie, niż swastyka przestanie powiewać nad miastem lub, otwierając wybudowany bezpośrednio przed wybuchem wojny nowy gmach Biblioteki Jagiellońskiej, stwierdził, że ta biblioteka jest niemiecka, skoro tylko narody tworzące historię mają prawo do bibliotek; że Anglicy w zdobytych krajach otwierają palarnie opium, ale my Niemcy, budujemy biblioteki. Te i liczne inne powiedzenia byłyby może zrobiły nawet wrażenie zabawne, gdyby strumienie naszej krwi nie były akompaniamentem, a raczej zatwierdzeniem każdego takiego występu".
[K. Lanckorońska, Wspomnienia wojenne, Kraków 2002, s. 8; 85-86.]
5 sty 2013
Na ucho - krótko i subiektywnie
Żyjemy w kulturze nadmiaru. Wyrazem tej niezbyt odkrywczej myśl zdaje się być nowa płyta T.Love. Przeładowana - ilościowo, stylistycznie, a nawet tekstowo - kilka całkiem niezłych myśli, mogących stanowić kanwę wielu opowieści mieści się w jednym kawałku, czy też wokalnie - poprzez nieznośną manierę Muńka i skłonność do dziwnych, wątpliwych ozdobników. To wszystko nie sprawia, że ma się do czynienia z przemyślaną kompozycją, płytą z pomysłem, a raczej śmietnikiem niezbyt udanych piosenek, które wyprowadzają z równowagi swoją nieudolnością - po zespole z takim bagażem spodziewałam się czegoś więcej. Nie rozumiem zachwytów krytyki, co do tej płyty. No, ale na bezrybiu i rak ryba.
Do tej płyty podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża. I nawet nie chodzi o to, że dotarcie do niej zajęło mi dwa lata. Ostrożność wynikała głównie z tego, że dawno nie słuchałam takiej muzyki. Pierwsze przesłuchanie - bardzo ciche. Niespodzianki nie było - dobre teksty, stanowiące trafny komentarz do otaczającej nas rzeczywistości. Muzycznie też bez zarzutu - rzemieślnicza wręcz sprawność - czuć tu palce zdarte na gitarowych strunach. I pewnie dla fanów gatunku jest to gratka i prawdziwa uczta. Ja miałam wrażenie pewnej niewiarygodności. Może to za sprawą wieku. Swojego i muzyków.
Na dniach ukazała się reedycja płyty Nowa Aleksandria zespołu Siekiera, zawierająca też dodatek w postaci nagrań z koncertów. Można się nabijać z prostych tekstów i uważać je za obciach. Choć dla mnie w tej prostocie tkwi siła. I w muzyce - w której pomimo upływu lat tkwi jakaś świeżość i witalność. Nawet sobie pomyślałam, że niektóre z tych kompozycji mogłyby spokojnie stać się hymnem Oburzonych. Transowy wokal, bardzo dobre brzmienie i teksty pozwalające - mimo swojego nieskomplikowania - na wieloznaczne interpretacje, to tylko niektóre elementy wyróżniające czołowy zespół polskiej nowej fali. Jeśli ktoś wcześniej nie spotkał się z tym gatunkiem to od tej płyty powinien zacząć. Trudno mu będzie uwierzyć, że te kompozycje powstały ćwierć wieku temu.
4 sty 2013
Post mix, czyli dawno mnie tu nie było...
Witajcie w Nowym Roku!
Sylwester był ciekawym doświadczeniem. Jestem dumna, że - mimo nacisków znajomych - dotrzymałam danego sobie postanowienia i nie piłam. Przekonałam się po raz kolejny, że alkohol nie jest potrzebny do dobrej zabawy (wiem, że to brzmi jak spowiedź starej ciotki). Ciekawie było obserwować ludzi i ich zachowania po alkoholu. Są tacy, z których wychodzi wtedy to, co najgorsze, coś co bardzo by chcieli ukryć. Wysiłki w tym kierunku okazują się próżne. Prawdziwa natura dominuje. Słuchając zaś opowieści z korporacyjnego świata, przekonałam się, że lubię swoje życie i swoją pracę. I że nic nie muszę. Mogę tylko chcieć.
Czy już macie długą niczym grudniowa noc listę postanowień noworocznych? Bardzo ciekawy tekst na ten temat możecie przeczytać na blogu Paweł biega (tu). Ja mam tylko jedno. W tym roku zaopiekuję się sobą. Tylko tyle i aż tyle. Z tego jednego postanowienia wynikają pozostałe. I jest ono na tyle elastyczne, bym nie musiała się strofować za niedotrzymanie obietnicy. Poza tym doskonale wplata się w praktykę codzienności.
Jak na razie próbuję wrócić do normalnego rytmu po świąteczno-sylwestrowym szaleństwie. Święta upłynęły pod znakiem wegetariańskiego bigosu (który bardzo przypadł do gustu Sis.), pierniczków od Ag.
oraz oczywiście książkowych prezentów:
Na razie stoją na półce i czekają na swoją kolej, bo przyznam nie udało mi się przeczytać wiele z tego, co sobie na wolny czas przytargałam z biblioteki. Dzieląc swój czas na książki i filmy, bardziej przychyliłam się do obrazu niż druku. I tak drugi dzień świąt zaowocował wyprawą do kina Charlie & Monroe. Książka jednak nie dała o sobie zapomnieć. Okazało się, że w kinie tym mieści się antykwariat. Moja wizyta przed seansem skończyła się takim oto zakupem:
Życzę Wam w tym Roku takich małych olśnień i całkiem dużych odkryć, spełnień w każdym obszarze życia, wierności wobec siebie, prawdziwych przyjaźni i miłości w sercach.
Eva Scriba
Subskrybuj:
Posty (Atom)