30 wrz 2011

Torebka dla rasowej bibliotekarki


... czyli dla mnie rzecz jasna. Trochę droga, ale cóż jeśli się chce być trendi, to trzeba... przestać jeść. No, ewentualnie zamieszczę tu numer konta i zdjęcia moich torebek obecnych, z nadzieją że ich opłakany stan wzruszy czyjąś kieszeń albo numer telefonu do Bossa aby go o podwyżkę molestować. Wiem, wiem próżność przeze mnie przemawia, są większe problemy, ale kurczę, cudna jest...

[takie odjazdowe torebki na www.alefajnatorebka.pl]

29 wrz 2011

Pisarz, który nienawidził kobiet


Polski tytuł książki Johna Leake'a wydaje mi się być niezbyt fortunnym zabiegiem, bo automatycznie kojarzy się z pierwszym tomem trylogii Millennium Stiega Larssona, a przecież jest od niej lepsza! Tak! Ośmielam się powiedzieć, że król jest nagi. Pisarz, który nienawidził kobiet łączy reporterską relację, udokumentowaną źródłowo, z iście powieściowymi dialogami i opisami, tworząc absolutnie wciągającą ramę na której autor kreśli portret psychopatycznego mordercy, który dzięki swym literackim zdolnościom staje się celebrytą i dzięki poparciu wielu wpływowych osób unika dożywotniego więzienia. Na wolności nadal pisze, bryluje w towarzystwie ale i nie zaprzestaje swego morderczego procederu. Będąc dziennikarzem jednej z lokalnych gazet, pisze o półświatku, jednocześnie dokonując wielu zbrodni na kobietach trudniących się prostytucją. Zbrodnie popełnia nie tylko na terenie Austrii, ale i Czech oraz Stanów Zjednoczonych. Wysiłek policji z tych krajów, by odnaleźć mordercę i skonstruować jego profil, stanowią niezwykle trzymający w napięciu wątek. Mimo, iż można się spodziewać jakie będzie zakończenie losów Jacka Unterwegera, a przebieg jego życia wydawca przedstawił na okładce książki, to w niczym nie przeszkadza by z zapartym tchem, uczuciem niedowierzania, niewiary w aż taką naiwność wymiaru sprawiedliwości, ale i refleksją nad źródłem zła, pochłonąć tę książkę.

28 wrz 2011

Historia jednej piosenki

Nie pamiętam kiedy usłyszałam ja po raz pierwszy. Mogło się to wydarzyć 20 lat temu. Mogłam ją usłyszeć w radiowej Trójce albo odtworzyć na jakimś gramofonie (zwanym w domu adapterem) z dźwiękowej pocztówki. Piosenkę House of the Rising Sun w wykonaniu The Animals. Żałosna znajomość języka angielskiego, połączona z emocjonalnym ładunkiem tejże pieśni, kazała młodej adeptce muzyki rozrywkowej przypuszczać, że utwór opowiada historię chłopców z poprawczaka, którzy nie mieli łatwego życia w swoich rodzinach. I mimo pogłębiania znajomości języka obcego, odsłuchania tego utworu niezliczoną ilość razy, ta właśnie interpretacja na lata zapadła w mej pamięci. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że po pierwsze The Animals śpiewają o mężczyźnie, który najlepsze chwile swego życia zmarnował (?) w domu uciech. Po drugie zaś była to piosenka wykonywana przez kobiety (pomijam bardzo wczesne nagrania) i o losie kobiety upadłej opowiadająca. Niestety najbardziej rozpowszechnioną wersją jest ta męska. Trudno się zresztą oprzeć tej interpretacji zespołu Burdona, za sprawą hipnotycznej gitary - chyba każdy kto próbował uczyć się gry na tym instrumencie zaczynał od słynnego wstępu do House of the Rising Sun (ja i owszem). Wersja kobieca, która najbardziej przypadła mi do gustu, to ta w wykonaniu Joan Baez:


22 wrz 2011

My precious


[źródło, przesłane przez Q.]

Zasnąć w czytelni

Nigdy mi się nie zdarzyło. W kinie owszem, dwukrotnie nawet, na wykładach - klasyka, ale w czytelni nigdy. Nawet w tej, gdzie czas się zatrzymał a mam na myśli czytelnię pewnej szacownej instytucji, z której to korzystałam pisząc pracę magisterską. Bibliotekarką była tam pewna starsza pani, która nosiła fartuch i buty przypominające ortopedyczne. Potrafiła cały dzień przesiedzieć nad książką i wycierać ślady ołówka pozostawione przez studentów. Oczywiście zawsze upominała przy wypożyczeniach, aby nie niszczyć książek. Katalog rzecz jasna kartkowy (dawno tam nie byłam, więc może zaszły w tym zakresie jakieś zmiany) i maszyny do pisania, by ten katalog uzupełniać. Zawsze panował tam półmrok i chłód. Nad stołami do pracy smętnie zwieszały się metalowe lampy tak jak całe wyposażenie, no może poza regałami na korby, rodem z PRL-u. Krzesła niewygodne, nie tak jak w bibliotece Klubu Sportowego, którą opisał w swoim doskonałym kryminale Raymond Chandler:
Wkroczyłem do czytelni. Za szklanymi szybami półek stały w szeregach książki, na długim stole pośrodku sali leżały magazyny i czasopisma, a ze ściany, z podświetlanego portretu patrzył na swoje dzieło twórca i zarazem fundator klubu. Na pierwszy rzut oka można by dojść do wniosku, że czytelnia w głównej mierze przeznaczona jest do spania. Sposób w jaki poustawiano regały z książkami, sprawił, że powstała spora liczba małych, przytulnych pomieszczeń. W tych swoistych alkowach stały skórzane fotele w wysokimi oparciami, niewiarygodnie obszerne i z pewnością niebywale wygodne. Część z nich okupowali szacowni członkowie klubu (...), z pociętych żyłkami nosów wydobywało się delikatne chrapanie.

Tytuł dnia


Fryzury intymne. Ilustrowany przewodnik dla odważnych, której autorem jest amerykański fryzjer i prezenter telewizyjny (cóż, widać każdy kraj ma swojego Krzysztofa Ibisza) wzbudził we mnie w pierwszym odruchu uśmiech politowania i myśl no, proszę nawet o tym można napisać książkę... Ale potem zaciekawiło mnie skąd ten podtytuł tzn. dlaczego dla odważnych? Czy trzeba wykazać się nie lada odwagą by samodzielnie operować przy swych narządach jakby nie było intymnych maszynką do golenia, nożyczkami i nie wiadomo czym jeszcze? Zastanawia mnie też, czy prezentowane fryzury są w wersjach damskich i męskich? Jak tylko się dowiem tj. dopadnę książkę na półce w księgarni lub bibliotece, nie omieszkam donieść. A na razie idę przystrzyc swoją kędzierzawkę mięciuchną. Też chcę być trendy, a co? ;)


[Określenie kędzierzawka mięciuchna pochodzi z listu Bolesława Leśmiana do jego kochanki Dory Lebenthal]

21 wrz 2011

Bibliotekarka cynamonowa


Była wysoką, postawną brunetką, o wielkich oczach i nieprzeciętnej inteligencji. W 1933 roku poznała Brunona Schulza. Była młodsza od niego o piętnaście lat, ale nad wyraz dojrzała. Józefina Szelińska. Pochodziła z rodziny żydowskiej, we Lwowie - tętniącym życiem ośrodku dokąd zjeżdżali artyści, ukończyła polonistykę i została nauczycielką. Schulz uczył w tej samej szkole rysunku i poprosił ją o namalowanie portretu. Uczniowie wspominają ją jako nadzwyczajną osobę, erudytkę. Wyjechała do Warszawy, ale kontakty z pisarzem utrzymywała nadal, mało tego mimo wszelkich przeszkód planowali małżeństwo. Nazywał ją Juną. W 1937 roku narzeczeństwo zostało zerwane, a Szelińska próbowała popełnić samobójstwo. Zażyła dawkę środków nasennych, ale w ostatniej chwili wezwała pomoc i zdołano ją odratować w szpitalu. Pisarz spędził wiele nocy przy jej łóżku. Podczas okupacji pracowała w tajnym nauczaniu, a po wojnie wyjechała do Gdańska, gdzie w 1952 rozpoczęła pracę w Bibliotece Głównej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, przyczyniając się do jej rozwoju. W pracy była dokładna, wymagająca, ale miała też poczucie humoru- jak wspominają jej pracownice. Kierowała biblioteką do 1968 roku, a potem pracowała w Oddziale Informacji tejże biblioteki. Zrezygnowała ze stanowiska kierowniczego, zmuszona do tego przez ówczesne władze (żydowskie pochodzenie).
W 1991 roku podjęła drugą próbę samobójczą - tym razem skuteczną. Na nagrobku napis: "Twórca i dyrektor Biblioteki Głównej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku".
Schulz stał się w jej życiu enigmą - unikała rozmów na jego temat, nie chciała by pisano o niej w książkach dotyczących pisarza. Nie przyznała się nawet do przetłumaczenia pierwszego w Polsce wydania Procesu Kafki, a tłumaczenie do dziś przypisywane jest Schulzowi. Dlaczego zepchnęła swoją postać w cień i nie chciała by wiązano ją ze znanym artystą? Być może odpowiedź na to pytania znajdzie się w zapowiadanej książce Agaty Tuszyńskiej o życiu Józefiny Szelińskiej.

12 wrz 2011

Zmiana kodu... trójka z przodu

Stało się. Przekroczyłam Rubikon. Magiczne trzydzieści wiosen życia. Dziwne uczucie, chociaż nie zamieniłabym się z nikim, ani na liczbę lat, ani na życia. A to chyba dobrze. Przeczytałam, że osoba urodzone tego dnia:
"Mądry to człowiek, wyróżniający się swą wyższością umysłową nad innymi. Usposobiony krytycznie, zamiłowany jest we wszelkich studiach. Lubi lekturę wszelkiego rodzaju i jest składnicą wiadomości. Poważny, zastanawiający się jest zdolnym myślicielem. " Ot, cała ja.

6 wrz 2011

Chcieć cudzym chceniem

Znacie to uczucie, kiedy mimo wszelkich sprzyjających warunków, by osiągnąć to, czego zawsze pragnęliście albo by robić to, co zawsze robić chcieliście, nie podejmujecie żadnej aktywności? Zawsze uważałam, że na przeszkodzie napisania wspaniałej powieści stoi w moim przypadku brak biurka. Kiedy przez jakiś czas miałam szerokie, wspaniałe biurko, ustawione pod oknem dla lepszego światła, najczęściej się przy nim rysowałam, malowałam się, a nawet jadłam, ale nigdy nie pisałam. Potem na przeszkodzie stanął brak odpowiedniego sprzętu - nowego, sprawnego, komputera. Teraz mam piękny, lśniący laptop, mrugający do mnie jasnym okiem odpowiednio dużego ekranu. I co? Też nici z tego. W sierpniowym numerze Charakterów opisane jest zjawisko chcenia cudzym chceniem. W takich, jak opisany przeze mnie, przypadkach należy zadać sobie pytanie KTO tak naprawdę tego chce? Ponieważ często dochodzi do zjawiska fałszywego ja. Kiedy dziecko nie jest do końca akceptowane przez rodziców i bliskich, nieświadomie uczy się zachowywać w ten sposób by dostarczyć uczucia akceptacji, bycia chcianym i dostrzeganym. Nie jest istotne kim dziecko jest, najważniejsze staje się to, jakie powinno być. Za swoje pragnienia uznaje pragnienia tych, na których akceptacji mu zależy. Takie cudze chcenia nie karmią, mimo że wiążą się z gratyfikacją w postaci zadowolenia bliskich. Mechanizm ten warunkuje często postępowanie w życiu dorosłym, a objawia się poczuciem pustki, nijakości. To, co robimy pod wpływem cudzego pragnienia, często nie przynosi spodziewanych rezultatów. Kiedyś był taki zwyczaj, że jak dziecko kończyło rok, to stawiano przed nim przedmioty mające symbolizować różne zajęcia, którymi jak wierzono dziecko będzie parać się w przyszłości. Oczywiście nie chwyciłam za pieniądze, niestety, a za długopis. "Będzie pisarką!" - wykrzyknęli zgodnie moi rodzice. Tylko czy JA tego chcę?

od Gretkowskiej do Tokarczuk

Na studiach zaczytywałam się Gretkowską. Gęsta jak węgierski gulasz proza, pełna sensualnych porównań, słów z których skapywał niczym z palącej się świecy erotyzm, bardzo mi odpowiadała. Kiedy jednak spróbowałam zmierzyć się z jej najnowszą powieścią "Trans", czułam się jakbym po latach noszenia szpilek, znów włożyła glany. Niewygodnie, nieadekwatnie. Może proza Gretkowskiej to proza inicjacji, dobry towarzysz do poznawania własnej cielesności i seksualności, lekcji męskości i kobiecości, może za sprawą tego w jaki sposób pisze można zmierzyć się z samą sobą i nazwać to co ukryte i nienazwane? Dziś wiem, że nie wrócę do jej pisania, nie jest już dla mnie. Może to upływ czasu, ale szukam w prozie czegoś innego, innych doznań, mniej cielesnych. Język to nie pieśń ciała, ale łkanie duszy, melodia składająca się ze starannie dobranych akordów. Dziś zaczytuję się w książkach Tokarczuk. To proza wymagająca, gdzie każdy akapit jest przystankiem, a jednocześnie drogą. I jest to - przejście od jednej pisarki do drugiej - jedyny przejaw upływu czasu, z którego się cieszę.

4 wrz 2011

Krajobraz z wilgą i ludzie

Co może zrobić mężczyzna by pozbyć się kobiety i mieć święty spokój? No, może ją udusić i w wannie zasypać jej ciało wapnem (to podobno przepis na zbrodnię niemal doskonałą). Może też jej założyć w jej osobistym komputerze telewizję internetową. Wtedy kobieta (znaczy ja) znika na kilka godzin wciągnięta przez TVP Kulturę i TVP Historia. Nie może się też doczekać, kiedy będzie mogła wreszcie obejrzeć sobie teatr TV. No, ale zanim to, kobieta obejrzała koncert zespołu Plateau, który to zespół w marcu nagrał płytę z nowymi aranżacjami piosenek Marka Grechuty. I o ile aranżacje te na plus zaskakują i myślę że płyta jest warta uwagi, to występ na wspomnianym koncercie Muńka Staszczyka przyprawił mnie o dzikie wrzaski (no, i nici z wymarzonego spokoju). Jako, że jest to moja ulubiona piosenka Grechuty, nie mogłam znieść tego, że wykonujący ten utwór zapomniał wielu partii tekstu, pomylił tekst w kilku miejscach i śpiewał ten wyjątkowy utwór z manierą knajpianą. Było to szczególnie nie na miejscu, bo na widowni siedziała wdowa po piosenkarzu, któremu dedykowany był koncert. Wstyd, Muniek, wstyd! A oto oryginał:





W tej okolicy jest zbyt uroczyście
Jaskółki kreślą nad wodami freski
W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski
A usta milczą to, co widzą oczy
Światło szeleści, zmawiają się liście
Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy.
Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie?
W ubiorze błazna, ptaka i anioła
Ona spod ziemi niebieskie latarnie
Tańczącą stopą pod sad nas przywoła
Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią
Będą się modlić i zabijać o nią.
Im się sprzedaje święcone obrazki
I wodą w górze ucisza się w nich
Grają organy i z twarzy im maski
Zrywa idący po przez popiół mnich
A w tedy widać, że święci i oni
Smucą się w cieniu tej samej jabłoni.
Do tych ludzi starczy zejść z pagórka
Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku
Skrzypce gdzie śpiewka stroszy siwe piórka
A staną w tańcu, choć by na obłoku
I przyszło im krzesać oberka
I z piekła wezmą tancerkę jeśli ich urzekła
Tak tu będzie jak bywa po burzy
Kiedy wystarczy ręką trącić gałąź
A by czuć jeszcze fosfór błyskawicy
Tego obrazu flet już nie powtórzy
Przed nami stoi miska soczewicy
Bo się ci ludzie urodzili w tańcu
I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic
Chodzą się modlić do gwiazd na różańcu
Albo oparci plecami o sad
Szukają w sobie kocią trwogą źrenic
Ziemi, przez, który biegnie mirry ślad.
W tedy się nagle mój kraj komuś przyśni
Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni
Spłoszona gałąź ucieknie od liści
Ptak zawoła przez sen leśne echo
Wieczorna zorza odchodząc zadudni
I nocne gniazdo uwije pod strzechą.
Pogasły lampy, tylko noc majowa
Uczy się pieśni miłosnych na flecie
Urywa, słucha i znowu od nowa
Flet nawołuje z drzemiących osiczyn
Rzekę, o której tylko tyle wiecie
Że jest z zieleni i mówi o niczym.

2 wrz 2011

Bezpłatne szkolenia

Są jeszcze miejsca na bezpłatne szkolenia organizowane przez Wyższą Szkołę Bankową w Poznaniu. Szkolenia będą odbywały się w październiku, listopadzie i grudniu. Zapisałam się na jeden z modułów, z nadzieją że przyda mi się w pracy zawodowej. Więcej informacji tu.

1 wrz 2011

O północy w Paryżu


Zanim seans zapowiadanego na najbardziej kasowy hit Allena się zaczął, do łez rozbawiły mnie zwiastuny nowego filmu Koterskiego. Chociaż to ten typ humoru, który można uznać za wulgarny, to jednak pójdę do kina. Ale do rzeczy...
O północy w Paryżu jest filmem nostalgicznym. Reżyser bazuje w nim na powszechnym pragnieniu podróżowania w czasie a kasowość tego obrazu bierze się zapewne z dość szczegółowo zaprojektowanej scenerii i kostiumów, ukazujących magiczne miasto w latach 20. To film, który mogę nazwać uroczym. I chyba nic ponadto. Lekkie żarty i ciekawa opowieść to na pewno. Denerwowała mnie maniera aktora odtwarzającego główną rolę - zachowywał się i mówił jak Allen, był młodym Allenem. Może to celowy zabieg, ale przez to główny bohater w ogóle mnie do siebie nie przekonał (marynarka w kratę rodem z lat 70. - koszmar!).
To dobry film by na chwilę zapomnieć o otaczającym świecie, ale gdybym miała wydać pieniądze na cały bilet w multipleksie (korzystam z promocji sieci tel. komórkowej oferującej dwa bilety w cenie jednego), to raczej bym się zawahała. Dużo bardziej podobał mi się Co nas kręci, co nas podnieca, zaś O północy w Paryżu wkładam do tej samej szuflady, co Vicky, Christina, Barcelona. To szuflada z napisem nie obejrzę ich po raz drugi.