29 lut 2012

mecz

Królowa Karo opowiada swojej kilkuletniej córeczce na czym polega mecz piłki nożnej. A mała na to: No mamusiu, ja rozumiem, że dwie drużyny i że stadion no i że grają, ale co ich w tym tak fascynuje?
No, właśnie...

Dzwonię do Królowej Karo. Słyszę w słuchawce: Mamo, mamo, kto dzwoni? Ciocia Ewa! Aaa... ciocia małostópka...

27 lut 2012

Wstyd

Wstyd (2011, Wlk. Brytania, reż. Steve McQueen) to film, w którym za pomocą niewielu słów, powiedziano bardzo wiele. Szczególnie o kondycji współczesnego człowieka. Reżyser nie wystawia nam zbyt dobrego świadectwa. Zatomizowane społeczeństwo produkuje jednostki nieczułe, obawiające się okazywania uczuć, dla których słowa takie jak zobowiązanie, zaangażowanie, odpowiedzialność czy miłość stają się anachronizmami. Taki jest główny bohater filmu – zamknięty w sobie do granic wytrzymałości, żyjący w poukładanym świecie przyzwyczajeń i rutyn, stale karmiący ośrodek przyjemność w mózgu wyuzdanym seksem. Ekshibicjonizm cielesny stoi w sprzeczności z emocjonalnym otwarciem. Nawet tragiczne wydarzenia nie są w stanie poruszyć lawiny, wywołują jedynie pęknięcie na skorupie. Brandon (w tej roli genialny Michael Fassbender – rola na miarę Oscara!) to nieczuły na drobne objawienia dnia codziennego, jego mozaikowość oraz innych ludzi – pozbawionych telewizyjnego rysu doskonałości, popadający w skrajności i niebezpieczne sytuacje, by poczuć cokolwiek, człowiek. Tyle, że w tym filmie człowiek nie brzmi dumnie – zamienia się w maszynę, umiera wewnętrznie, usycha, choć bardzo stara się zapomnieć o tym, że oprócz ciała ma jeszcze życie nazywane duchowym. Tak jest łatwiej, prościej. Film zakończyłabym na scenie seksu (Szumowska powinna pobierać u McQueena lekcje pt. po co są sceny seksu w kinie!) w pokoju hotelowym, gdzie kamera pokazuje wykrzywiającą się w paroksyzmie twarz głównego bohatera. Jest w tej scenie jakaś syzyfowość, nie dająca nadziei, jakaś przestroga, by nie iść tą drogą. Jednak McQueen posuwa się dalej, kreśląc scenę tragiczną, a jednak pięknie ujętą, bo zdjęcia to bardzo duży atut tego filmu. I muzyka, niepokojąca często, współgrająca z obrazem albo zastępująca słowa. Bo niemożność tak prostego zdawałoby się wyrażenia siebie, uczuć, jest głównym motywem tego filmu. Filmu trudnego, ale urzekającego estetyką, poruszającego niełatwy temat, ale zrealizowanego w mistrzowski sposób.

26 lut 2012

... and Oscar comes from... librarian!

Podobno nazwę najważniejszej nagrody amerykańskiego przemysłu filmowego wymyśliła bibliotekarka - Margaret Herrick. Statuetka była podobna do jej wuja Oskara. Herrick od 1931 roku była bibliotekarką w Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, dyrektorką tej instytucji zaś od 1943 roku. Jej imieniem została nazwana biblioteka Akademii w Beverly Hills.


niedzielny spleen

Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza...



fot. Eva Scriba

23 lut 2012

Książka jest dobra na wszystko

A szczególnie na takie dni, kiedy w całej jaskrawości dociera do ciebie, że ty to nie tylko umysł, czy to co nazywa się duszą, ale też przysłowiowe pot, krew i łzy. Czytam teraz zbiór wywiadów, będący zapisem telewizyjnego programu "Kobieta na zakręcie". Bardzo budujące opowieści.

21 lut 2012

Dzień Języka Ojczystego



Akcja bardzo mi się podoba. Żałuję, że nie używamy już tak uroczych słów jak gędźba, rozżec, rucho, wąchany, wacek czy kunktacyja. Przerażają mnie doniesienia o pracach maturalnych napisanych bez użycia polskich liter, przekleństwa jako przecinki, słowne ubóstwo widoczne w codziennej komunikacji, własna w tym zakresie bezradność i uwstecznianie, za sprawą nowoczesnych środków porozumiewania się. Mam nadzieję tylko, że jak w przypadku wielu innych akcji, nie skończy się na ładnych spotach i stronie internetowej.

(Ostatnio spieraliśmy się o zdania wprowadzające do artykułu na gazeta.pl: Kim jest podejrzewany o podpalenia aut? Syn adwokata i działacza Legii. Według mnie to błąd, wskazujący że podejrzany ma dwóch ojców. A może się czepiam?)

I mały dodatek (dziękuję, Charlie):

Noc z playboy'em

Intrygujący tytuł posta, prawda? Nie ujawniam tu niestety sekretów swojego bujnego (niegdyś) życia nocnego. Czasy trzydniowych imprez i nieprzespanych nocy przeszły do lamusa. Teraz doceniam moc snu i jego wpływ na zdrowie, urodę i kondycję, a jedna zarwana noc kosztuje mnie średnio tydzień odsypiania i regeneracji. Serio. A na dobry sen zamarzyła mi się niegdyś pościel z Ikei, taka w literki, którą znalazłam w katalogu. Jednak kiedy zobaczyłam ją w sklepie byłam rozczarowana – kiepski materiał, z prześwitami (trzeba mieć bieluśką jak śnieg kołdrę, by uzyskać efekt). Więc nadal szukam odpowiedniej, bibliotekarskiej (?) pościeli, pasującej do tych stosów książek zalegających wokół lóżka o które się ciągle potykam. Na początek wystarczy może jakaś podusia nieduża:





Może być nawet gazetowa, albo taka gdzie można zapisać wszystkie przygody (zastanawiam się czy nie za mało na niej miejsca;) :



Coś bardziej tradycyjnego:







A może by tak coś sowiego?







Dobrych snów!

Bibliosklep - reklama

Zamówiłam koszulkę w sklepie dla modnych bibliotekarzy. Szkoda, że nie mogę umieścić zdjęcia dokumentującego radość z tego prezentu, ale sklep jak najbardziej polecam - terminowa realizacja zamówienia, solidne wykonanie i dobra gatunkowo bawełna.

Misja

(...) Zaczęłam pracować jako bibliotekarka. Idę do pokoju i wyciągam z oszklonej szafki kilka książek. (...) Krystyna, córka Lawransa, Anna Karenina - to moje dwie ulubione książki. W bibliotece miałam dużo czasu na czytanie. Obkładałam książki w szary papier i pisałam na grzbiecie nazwisko autora, tytuł i numer. Prowadziłam karty wypożyczeń, leżały w drewnianych pudełkach. Kobietom, one zawsze czytały więcej, polecałam Krystynę i Annę. (...) Mogłybyśmy założyć stowarzyszenie Ann i Krystyn i jako jego członkinie brać udział w pochodach pierwszomajowych. Rozwijać nad głowami transparenty: Anny Kareniny wszystkich krajów łączcie się (...) Coś w tym rodzaju. To nie przypadek, że większość dziewczynek, które się wtedy urodziły, miały na imię Anna lub Krystyna, tak myślę. To moja zasługa.

O. Tokarczuk, Ostatnie historie, Kraków 2004, s. 180-181.

20 lut 2012

Cała ja

No i zmontowałam sobie demota. Nie jest wprawdzie tak zabawny jak ten, który możecie podziwiać u Andzi, ale jakże prawdziwy...





Wpis pożyczony



Więcej: tu.

Przesłane przez: bagienny. Dziękuję! :)

19 lut 2012

Sponsoring

Lubię wyjść z kina w stanie pewnego nasycenia, kiedy to odkrywam jakąś prawdę o ludzkiej naturze lub w sobie zasklepione emocje. Mam wtedy wrażenie, że reżyser dał coś z siebie, a jakaś cząstka jego widzenia świata udzieliła się także mnie. Niestety po nowym filmie Szumowskiej nie mam takich odczuć i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że robi ona filmy przede wszystkim dla siebie. I to dla niej mają mieć one jakąś wartość terapeutyczną, co zdaje się sama podkreślać w wywiadach. Historia opowiedziana w Sponsoringu nie wykracza poza opowieści, jakie można znaleźć w reportażach publikowanych na łamach kobiecych pism, a przedstawiona jest w sposób nużący i silący się na artystyczne, ambitne kino – długie ujęcia, które tak naprawdę nic nie wnoszą do opowiadanej historii oraz zbyteczne naturalistyczne sceny seksu, pokazane w sposób wręcz dokumentalny. Szumowska świetnie sprawdziłaby się w dziale PR jakiejś korporacji, bo opowiadać o robionych przez siebie filmach rzeczywiście potrafi. Opowiadanie obrazem wychodzi jej gorzej. A jeśli zestawić jej film chociażby z Różą to można powiedzieć, że wręcz blado. Dwie są sceny godne uwagi w tym filmie – pierwsza z udziałem Krystyny Jandy i druga, gdy główna bohaterka wychodzi podczas kolacji. Ale te jedyne dobre akcenty w filmie też nie zostały dobrze wykorzystane, a zaznaczone wątki niepociągnięte dalej. Cała opowieść składa się ze strzępów przypadkowych scen, potęgując wrażenie chaosu i uczucie znudzenia. Byłam na tym filmie z przyjaciółką i zaraz po seansie poszłyśmy na piwo. Zazwyczaj rozmawiamy o obejrzanym obrazie, ale tym razem naprawdę nie było o czym.

18 lut 2012

sobotni poranny

Czytelniczka: Dzień dobry, gdzie mogę znaleźć książki z logistyki?
E: Ostatni boks, regał po prawej stronie.
Czytelniczka szuka, szuka... Po chwili podchodzi do lady.
Cz: Przepraszam, jednak to książka z logiki.

Cóż, ja też jeszcze przed kawą...

16 lut 2012

Bibliotekarka - cnotka i sztywniara

Czekałam na powieść Zapach spalonych kwiatów M. de La Cruz, licząc na podobieństwo do Tańca czarownic, a przede wszystkim ze względu na postać występującej tam bibliotekarki. Udało mi się kupić powieść w taniej książce. Fakt, dopiero zaczynam, ale coś mi tu nie gra... Nie wiem, może to kwestia tłumaczenia, ale jakoś mnie nie wciąga, widzę niedociągnięcia, braki w logice... Może powinnam wrócić do niej za jakiś czas? Tymczasem poznajcie występującą w powieści bibliotekarkę (nosi oczywiście kok):


Cnotka. Sztywniara. Stara panna. Ingrid Beauchamp doskonale wiedziała, co myślą o niej inni. Widziała jak szepczą i plotkują, kiedy przechodziła przez bibliotekę, odkładając zwrócone książki na odpowiednią półkę. Przez dziesięć lat pracy w tym miejscu zaprzyjaźniła się z kilkorgiem użytkowników biblioteki, którzy brali ją jednak za osobę surową i arogancką. Nie tylko nigdy nie odpuszczała nikomu kary, ale co gorsza miała zwyczaj wygłaszać pogadanki na temat właściwego obchodzenia się z książkami, które powierzono jej opiece. Za zwrócenie lektury ze zniszczonym grzbietem, zalaną okładką czy oślimi uszami należała się ostra reprymenda. Budżet biblioteki ledwo pokrywał koszty utrzymania, więc Ingdrid absolutnie nie miała zamiaru tolerować tych, którzy bezsensownie niszczyli książki. (…) Nawet mając tytuł dyplomowanej archiwistki, Ingrid lubiła pracę fizyczną i nie miała ochoty całymi dniami siedzieć za biurkiem, ślęcząc nad kartoteką. Lubiła czuć ciężar książki, dotykać wysłużonych stron, porządkować pomylone obwoluty. A poza tym mogła w ten sposób nadzorować bibliotekę, wybudzać wałkoni z drzemki w kąciku i sprawdzać, czy przypadkiem jakaś parka nie liże się między regałami (…) Biblioteka to nie sypialnia ani motel – tu się czyta, uczy i zachowuje ciszę.
Budynek biblioteki publicznej w North Hampton mieścił się na trawiastym czworokątnym dziedzińcu naprzeciwko ratusza, obok miejskiego parku i placu zabaw. Była tak porządna, zorganizowana i dobrze utrzymana, jak tylko pozwalały na to skromne fundusze. Razem z załamującą się gospodarką miasta skurczył się również budżet, ale Ingrid dawała z siebie wszystko, żeby na półkach nadal pojawiały się nowości. Kochała w tym miejscu dosłownie każdą rzecz o nawet jeśli czasem miała ochotę machnąć różdżką (nie żeby ją miała, ale gdyby), żeby wszystko uporządkować – doprowadzić do ładu wyświechtane kanapy w kącikach do czytania, wymienić przedpotopowe komputery z czarno-zielonymi ekranami, urządzić porządną scenę z teatrzykiem lalkowym dla maluchów – wciąż koiłaby serce zapachem farby nowych książek i piżmową wonią starych i przykurzonych egzemplarzy. Tym, jak popołudniowe promienie słońca wpadają przez okno, rozświetlając bibliotekę – usytuowaną w najlepszym miejscu na nadbrzeżu (…) Biblioteka nie była tylko zwykłą podmiejską placówką. Dzięki hojnemu zapisowi wielkiej damy z sąsiedztwa w jej posiadaniu znajdowała się również jedna z najważniejszych w kraju kolekcji szkiców architektonicznych – wielu sławnych projektantów zbudowało domy w tej okolicy. Archiwistka Ingrid była odpowiedzialna za zachowanie tego dzieła dla potomnych. Umieszczała rysunki w szczelnym pojemniku, gdzie poddane działaniu pary dały się rozwinąć. Kiedy zostały już nawilżone, spłaszczone i wysuszone – wkładała je do szuflady i przykrywała lnianym płótnem. Archiwizowanie było uciążliwe i powodowało urazy, dlatego Ingrid lubiła w ramach przerwy przejść się po bibliotece i poukładać książki.


My favourite Gosling


więcej tu.

14 lut 2012

Mój tydzień z Marylin

Podekscytowana seansem filmowym w towarzystwie Sis. moszczę się w kinowym fotelu z lubością wyczekując filmu o mojej ulubionej aktorce. I od pierwszych minut widzę, że nie da się zagrać Marylin Monroe. Michelle Williams bardzo się stara, ale jest to niemożliwe. Bogini jest tylko jedna ;) Momentami zapominam nawet o kim jest ten film. I ziewam. Stereotypy, obiegowe opinie, z których utkany jest scenariusz nie odżywiają obrazu aktorki niczym nowym. Jedynym powodem, dla którego tak naprawdę można zobaczyć ten film jest Kenneth Branagh w roli Laurence'a Oliviera. To taki obraz, który przed premierą wzbudza duże zainteresowanie, a po raczej rozczarowuje. Taki, o którym zapomina się niemalże zaraz po wyjściu z kina.

Historia jednej piosenki

To było kilka lat temu. Ciepły letni wieczór. Leżę w łóżku, ale jeszcze nie śpię. Słucham Trójki. Ciepły, niski głos prowadzącego wieczorny program opowiada tekst piosenki, którą ma zaraz zaprezentować. Po chwili słyszę kilka pierwszych dźwięków, które łapią za serce. Odruchowo wciskam klawisz rec nagrywając niecałą piosenkę na przypadkową kasetę (tak, tak, nadal mam kilka). Dopada mnie ta melodia jeszcze kilka razy i próbuję ją odszukać wpisując fragmenty tekstu, które zapamiętałam. Bezskutecznie. W końcu kojarzę, że w audycji była mowa o Goranie Bregoviću, więc idę tym tropem, wnioskując że musi to być Bijelo Dugme. Prawie staję się ich wierną fanką przeczesując dyskografię w poszukiwaniu tej piosenki. Bezskutecznie. Aż do wczoraj. Melodia znów mnie dopadła, więc siadam do komputera. Znajdę ją, zobaczysz, znajdę! – mówię do MG. który nie może się skupić na czytaniu, bo zalewam go bałkańskimi rytmami. W końcu wypala – A próbowałaś odszukać ten kawałek na stronie Trójki? No, cholera nie próbowałam... Wpisuję Goran Bregović i jest!

To piosenka You deserved a better love (Sou Aksize Mia Kaliteri Agkalia) słynnego greckiego wykonawcy G. Dalarsa, którą nagrał wspólnie z G. Bregovićem.


Niestety nie znalazłam lepszej wersji.

8 lut 2012

Frędzla


Cudne tłumaczenie powieści Szklany klosz, oj cudne. Co chwila trafić można na słówko patrzałam oraz byznesmen. Zdarzyła się też dwudziestoświecowa żarówka oraz kobieta roztwierająca wargi, ale absolutnym hitem został szal obszyty grubą frędzlą.

6 lut 2012

Filmowo

Rozstanie (Iran, 2011) – dobry film musi być jak obraz olejny, gdzie na solidnie zagruntowanym płótnie, reżyser niczym malarz, żywymi barwami odciska swoje piętno, opowiadając jakąś historię. Film Rozstanie jest ledwie akwarelą. Słaba gra aktorska, nieznośne prowadzenie kamery, zbyt długie ujęcia, czynią ten film nieco nudnym. Ponadto fabuła jest przewidywalna. Być może amerykańska Akademia Filmowa przyzna główną nagrodę dla tego filmu, ale mnie nie zachwyca! No, nie zachwyca! Zauważyłam, że młodsze pokolenie odnajduje w tym filmie coś, czego ja nie potrafię, zatem zastanawiam się czy jestem za stara na takie obrazy, czy po prostu wymagam od kina czegoś więcej?

Ki (Polska, 2011) – utrzymana w konwencji teledysku opowieść o kobiecie, która wciela w życie żeński odpowiednik syndromu Piotrusia Pana. Nigdy nie wzięła odpowiedzialności za swoje życie, decyzje, zdając się całkowicie na tzw. los lub innych ludzi. Historia niedopowiedziana, pozostawiająca widza w niemym zaskoczeniu i w stanie nielubienia głównej bohaterki, nie pokazująca żadnej spektakularnej przemiany. Nakręcona chyba tylko dlatego, by Roma Gąsiorowska mogła pokazać siebie, bo trudno to co widziałam na ekranie nazwać grą aktorską. Odradzam.

Huśtawka (Polska, 2010) – mam wrażenie, że niektóre filmy powstają tylko po to, by młode aktorki mogły pokazać cycki i dupę. Zdjęcia rodem z reklam jogurtu, fabuła dziurawa jak szwajcarski ser, nielogiczna, postacie niewiarygodne. Filmu nie ratuje nawet Joanna Orleańska (świetna w Zwerbowanej miłości). Żenada.

Róża (Polska, 2011) – nie napiszę więcej niż to, co napisano już w recenzjach dotyczących tego filmu. Poruszający do głębi, wzruszający, mocny. Trudno się od tego obrazu uwolnić po wyjściu z kina. Świetna gra aktorska (najlepsza jak dotąd rola Dorocińskiego i Kuleszy), muzyka, zdjęcia. Arcydzieło.

1 lut 2012

Cytat dnia

Życie moje ukazało mi się w postaci rozgałęzionego drzewa figowego (...) Na każdej gałęzi wisiała dojrzała, fioletowa figa, symbol jednej z czekających mnie w życiu szans. Reprezentowały męża, dom, dzieci, sławę poetki, wybitną karierę profesorską, karierę dziennikarską (...) Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować się na to, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnację z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię.

S. Plath, Szklany klosz, Warszawa 1989, s. 122-123

Zdrowe piersi - wykład

Było to moje drugie spotkanie z dr Preeti Agrawal. Podoba mi się jej holistyczne podejście do ludzkiego ciała, tak rzadkie wśród lekarzy. Wykład, który odbył się w murach Uniwersytetu Ekonomicznego, dotyczył zdrowia kobiety, ze szczególnym uwzględnieniem piersi. Prowadząca wykład mówiła o czynnikach ryzyka zachorowań na raka piersi. Podkreślała brak równowagi pomiędzy estrogenem a progesteronem, jako jeden z ważniejszych. Co ciekawe w kosmetykach, chemii występują ksenoestrogeny, które również mają działanie zaburzające równowagę hormonalną (ksenoestrogenów – bezpośrednio do układy limfatycznego - dostarczają również antyperspiranty). Ponadto do czynników ryzyka doktor zaliczyła stres hamujący rozwój progesteronu, dietę (ubogą w błonnik, a przesyconą cukrem, produktami mącznymi), długotrwałe przyjmowanie tabletek antykoncepcyjnych (wpływa to na nieprawidłowe funkcjonowanie wątroby, która ma za zadanie neutralizować nadmierny poziom estrogenu), poddawanie się częstym prześwietleniom (należy uważać na mammografię – jeśli nie ma realnego zagrożenia wystarczy badanie USG). Niezbyt dobrze na kondycję piersi wpływają uciskające staniki z fiszbinami. Pani doktor zaleca zmianę diety (na bogatą w błonnik, witaminy A i E, selen, Omega-3), masaże piersi, regularne ćwiczenia, dopasowane do fizycznych możliwości kobiety. Zaleca również wsparcie ciała nie tylko poprzez pokarm i ćwiczenia, ale poprzez energię, której nie należy tracić na smutki i niepotrzebne żale. Ważna jest pomoc osób trzecich (syndrom Zosi Samosi) oraz relacja z najbliższą osobą. Dr Agrawal podkreślała, że związek to przede wszystkim silny związek z samym sobą, własnym duchem. Tylko wtedy, kiedy dobrze rozumiemy siebie, możemy stworzyć udany związek z drugą osobą. A kochać siebie oznacza przede wszystkim pozbycie się każdego rodzaju agresji w stosunku do siebie. To znaczy, że należy wyzbyć się poczucia winy, samokrytyki, niezadowolenia z siebie, użalania się nad sobą. W nieświadomym związku trzymamy się przekonania, że nasz partner automatycznie i intuicyjnie wyczuwa nasze potrzeby, że powodzenie relacji zależy od wybrania odpowiedniego partnera. Tymczasem powinniśmy zdać sobie sprawę, że w udanym związku to my musimy być tymi właściwymi partnerami. Dobry związek wymaga zaangażowania, dyscypliny oraz odwagi, aby się rozwijać i zmieniać. Nie należy wymagać od drugiej osoby, by nas uszczęśliwiła. Szczęście zależy od osobistego, wewnętrznego nastawienia, za które każdy z nas sam odpowiada. Prowadząca wykład podkreślała siłę wewnętrznej mocy w walce z chorobą, samoakceptację i cenienie siebie jako fundament zdrowia.
To, co mnie uderzyło na samym początku to niesamowita różnorodność, jeśli chodzi o uczestniczki wykładu. Czułam jakąś niesamowitą energię, bijącą od tych, które przyszły po wiedzę, rady. Jestem pewna, że gdyby w to mroźne, styczniowe, niedzielne popołudnie wysiadło na uczelni ogrzewanie, to w tej sali wykładowej nadal byłoby ciepło.