29 mar 2014

Koniec jest moim początkiem [książka]

Wierzymy, że jesteśmy wszystkim tym, co umierając, tak bardzo boimy się stracić. Tożsamość - dziennikarz, adwokat, dyrektor banku - utożsamiałeś się z tym i myśl, że wszystko to zniknie, że nie będziesz już wielkim dziennikarzem, świetnym dyrektorem banku, że śmierć ci to wszystko odbierze. To cię po prostu oburza. Masz rower, samochód, piękny obraz, który kupiłeś za oszczędności całego życia, pole, domek nad morzem. To wszystko jest twoje! A teraz umrzesz i wszystko stracisz! Powodem, dla którego tak bardzo boimy się śmierci, jest konieczność rezygnacji ze wszystkiego, na czym nam tak bardzo zależy, konieczność rezygnacji z posiadania. Z marzeń. Z tożsamości.
Ten fragment to jeden z akapitów wstępu do niesamowitej książki, którą bardzo Wam polecam. Koniec jest moim początkiem to wywiad-rzeka z dziennikarzem, podróżnikiem, pisarzem Tiziano Terzanim. Wywiad przeprowadza jego syn, a Tiziano opowiada swoje życie ze świadomością, że niedługo umrze. Snuje opowieść o barwnych podróżach z historią w tle, fascynacji Azją, a szczególnie Chinami. Będąc świadkiem wielu przewrotów i rewolucji, konkluduje, że jedyna rewolucją, która czemuś służy, to ta w sobie samym. Przygląda się też współczesności z dystansem i mądrością człowieka odchodzącego i niemalże oświeconego. Daje czytelnikom świadectwo ze swojego życia, ale dzieli się też głębokimi przemyśleniami na temat kondycji człowieka i tego, dokąd zmierza. Pisarz mówi o tym, co tak naprawdę jest istotne w życiu, z punktu widzenia osoby, które wiele przeżyła i doświadczyła. Choć obszerna, książkę czyta się jednym tchem, a na jej podstawie powstał film. 



Prawdziwe pragnienia to przede wszystkim pragnienie bycia sobą. To jedyna rzecz, której można pragnąć, nie zastanawiając się nad wyborem. Nie chodzi o wybór między dwoma rodzajami pasty do zębów, dwiema kobietami czy dwoma różnymi samochodami. Prawdziwy wybór to chęć bycia sobą. Jeżeli się zastanowisz nad swoimi przyzwyczajeniami, a warto, zobaczysz, że te pragnienia są formą zniewolenia. Bo im więcej pragniesz, tym więcej tworzysz sobie ograniczeń. Pragniesz czegoś do tego stopnia, że nie myślisz o niczym innym, nie robisz niczego innego, stajesz się niewolnikiem swojego pragnienia.

Wszystko się powtarza, ale za każdym razem jest tak, jakby historia zaczęła się wczoraj, jakby człowiek narodził się dopiero wczoraj i był całkowicie pozbawiony pamięci. 
Człowiek jest najbardziej niszczycielskim stworzeniem, jakie pojawiło się na powierzchni naszej planety. Nawet dinozaury nie były tak niszczycielskie. Tylko człowiek, potworna, obdarzona świadomością, dwunożna bestia, jest zdolna do takich absurdów i nie rokuje poprawy. Homo sapiens sprawia same kłopoty! Przez tysiąclecia nie postąpił o krok. Świat jest pełen przemocy, egoizmu, a człowiek nie posuwa się do przodu. Duchowo wciąż jest taki sam. Boi się śmierci, boi się wszystkiego, czuje się niepewny, nie wie kim jest.

28 mar 2014

Lubieżna bibliotekarka

W majowym numerze miesięcznika Detektyw pojawi się artykuł o lubieżnej bibliotekarce, który reklamowany jest następującą notką:

Młoda, atrakcyjna bibliotekarka z wyraźną słabością do młodszych chłopców. Wokół niej tłumek dojrzewających gimnazjalistów, którym w tym okresie aż buzowały hormony. To musiało się źle skończyć…

Przyznam, że kiedyś podczytywałam sobie ten magazyn z wypiekami na twarzy i wyraźną fascynacją ciemną stroną ludzkiej natury.  Niewykluczone więc że 22 kwietnia udam się do kiosku. Temat musi być mocną stroną numeru, bo bibliotekarka pojawia się na okładce:

[źródło]

23 mar 2014

Suka [książka]

Książka Katarzyny Grygi zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim, dlatego, że jest diametralnie różna od tego, co ma do zaoferowania tzw. literatura kobieca. Nie ma tam ani krzty taniego sentymentalizmu, każącego kobietom myśleć, że dopiero spotkanie odpowiedniego mężczyzny uczyni ich życie pełnym sensu i ustawi je na właściwych torach,  co jest charakterystyczne dla takich powieści. Jest za to silna, niezależna i przede wszystkim kochająca wolność postać. Główna bohaterka unika wszelkich szufladek, jest nade wszystko wierna sobie i nigdy nie płynie z prądem. Adres w bloku, dziecko, mąż z dobrze płatną posadą, niedzielne obiadu u rodziny – to nie dla niej. Ona chce od życia więcej. Czerpać zeń pełnymi garściami, nie ulegając społecznym naciskom i wymogom otoczenia. Jest kobietą, ale nie musi tego manifestować szpilkami i kiecką tak ciasną, że uniemożliwiającą siedzenie. Nie wierzy w farmazony, że kobieta musi spełnić się przede wszystkim jako matka. Od ludzi stroni, ograniczając kontakty z nimi do niezbędnego minimum. Jej najlepszą przyjaciółką jest matka, równie mocna osobowość, a przyjacielem pies. Nie czuje, że jej czegoś brakuje – przeciwnie – jest spełniona. Choć miewa nerwice natręctw, jest wewnętrznie spójna. Kiedy zaś wydaje się, że bohaterce powinie się noga i jej niezależność dostanie prztyczka w nos, ta wychodzi zwycięsko z życiowej potyczki. W końcu jest Suką. Ma też najlepszego z możliwych kompana i towarzysza życia – siebie, co nie jest aż tak popularną postawą w polskiej literaturze, szczególnie kobiecej. Na tym właśnie zasadza się ogromna siła tej powieści.

Gryga napisała książkę, która jest jak bomba wrzucona do szufladki z napisem „przewidywalne, bezpieczne, ułożone życie”. Pokazuje, że to nie jedyna droga do szczęścia. Dekonspiruje schematy, porzuca utarte ścieżki. Kpi z kokonów, w które tak chętnie się zawijamy. I robi to w mistrzowskim stylu. Ta książka może wkurzyć i uwierać, ale może mieć też mieć pewien terapeutyczny wpływ. W każdym razie warto ją przeczytać.

[Nade wszystko jednak Suka kocha czytać. ]
 
Była w bliskiej relacji z literaturą i uważała, że to jedno z najlepszych towarzystw, jakie można mieć w życiu. A autorytetów nie uznawała. Te w książkach miały jedną, niepodważalną zaletę. Nie musiała się z takim autorytetem konfrontować oko w oko. Wtedy wyobrażenie często mija się z rzeczywistością.
 
 
Wyjazd na wakacje z matką:
Połowa ich bagażu to skrupulatnie dobrana literatura, Musiały obliczyć pozycje do czytania na dziesięć dni. Perspektywa zostania bez słowa pisanego na drugim końcu świata była nie do zniesienia. Już im się zdarzało wracać z wakacji, jak miały za mało książek. Na Mykonos podczas dwudziestojednodniowego pobytu w piętnastym dniu zabrakło im literatury. Wizja obserwowania współplażowiczów była tak przerażająca, że po próbie kupienia czegoś innego niż Hello!, Cosmopolitan, czy romansidła po angielsku, przebukowały bilet i wróciły do Polski. Matka klęła pod nosem: A to niby druga Ibiza miała być, tylko tam jakoś są księgarnie, tutaj nie ma nic.

Matka bohaterki zastanawia się też nad zamordowaniem własnego męża:

Jej matka też z chęcią by go zatłukła po ostatnich latach jego wariactw, ale bała się, że nie jest pewne, czy w więzieniu dla kobiet dostałaby stanowisko więziennej bibliotekarki. Było to przedmiotem ich długich rozmów, jakie książki są dostępne w bibliotekach więziennych. "No chyba nie są tak monotematyczni, że tylko Zbrodnia i kara"?

[skan jednego z rysunków zamieszczonych w książce]




22 mar 2014

Bibliotekarka bez majtek [film]

Film Wszystkie kobiety Mateusza to słodko-gorzka opowieść o casanowie, który nawet po śmierci nie może pozbyć się swoich przyzwyczajeń, uwodząc kobiety gdy śnią. Nieustanne podboje za życia odbywały się za niemym przyzwoleniem żony, która wiedziała o licznych zdradach, ale być może z wygodnictwa lub mocnego przekonania o braku innej możliwości, została z mężem do końca jego dni. To też film o jej poświęceniu i relacjach z dorosłymi już dziećmi. Pięknie w tym filmie pokazany jest Cieszyn, a świetne zdjęcia podkreślone muzyką Leszka Możdżera. 

Jest też w filmie scena w bibliotece. Józef (Mariusz Benoit) przychodzi do biblioteki po książkę dotyczącą snów para-psycho-erotycznych. Bibliotekarka - Helena Kapka (Katarzyna Galica) odpowiada, że to biblioteka publiczna - sugerując, że takich książek nie ma - ale radzi mu spróbować w księgarni Cud. W międzyczasie jeden z przebywających w bibliotece chłopców wczołguje się pod tradycyjny katalog kartkowy i zagląda bibliotekarce pod sukienkę, szepcząc do kolegów, że ta nie ma majtek.





[No, to dopiero jest odejście od stereotypu włosy w kok, usta w ciup, rączki w małdrzyk! Szkoda tylko, że niebezpiecznie zbliżyli się autorzy filmu do drugiego, krańcowego stereotypu - bibliotekarki rodem z męskich fantazji. Kiecka przed kolano, lekka promocja bufetu - czemu nie, ale żeby bez gaci po biblio latać? Nawet ja tego nie uskuteczniam, a wiadomo, że latem bywa między półkami gorąco i pokusa, by się pozbyć zbędnego odzienia jest ogromna.]

19 mar 2014

Na ostro w Bibliotece Narodowej

Szukając opisu do filmu Nine trafiłam na opisy ciekawych filmów w katalogu Biblioteki Narodowej. Rozumiem, że trafiły one tam w ramach egzemplarza obowiązkowego, no ale mimo wszystko mnie zadziwiły, bo jakoś nie pasują mi do szacownej instytucji. W zasadzie - przy całej mojej tolerancji dla ludzkiej natury i upodobań - takie filmy nie pasują mi do żadnej biblioteki. Zastanawiam się czy takie wydawnictwa mają w BN np. osobną półkę? Są udostępniane na miejscu na specjalnych komputerach? Jeśli czyta mnie ktoś z narodowej książnicy to proszę o informację na ten temat. 




Corpus libris i lubelska biblioteka

O tworzeniu kompozycji z okładki i obiektów rzeczywistych pisał już jakiś czas temu Pulowerek, zainspirowany blogiem Corpus Libris. Jestem za tym, by nazwa bloga posłużyła do nazwy całego zjawiska. Tym razem pomysł wykorzystany został przez bibliotekarki z MBP w Lublinie do promocji książek:




Więcej tych świetnych fotografii można obejrzeć tu

Jak bibliotekarz do pensji dorobić może

Nie będę pisać po raz kolejny o tym, że zarobki bibliotekarzy bardzo często, jeśli nie zawsze, nijak się mają do ich wykształcenia, wiedzy i doświadczenia. To wiedzą wszyscy, no może poza rządzącymi - bibliotekami i tym krajem.
Zadzwoniła do mnie ostatnio czytelniczka z pytaniem, czy mamy w bibliotece streszczenia. Nie lektur szkolnych. Książek. Proszę jaki dobry sposób na dorobienie do marnej pensji. Czytamy przecież szybko, prawda? Więc to żaden problem dla nas skondensować w przystępny skrót to, co akurat przeczytamy i odsprzedać to strasznie zapracowanemu i skupionemu na plotkach ze świata celebrytów studentowi. A tak na poważnie - przeraża mnie ta kultura instant. To czekanie na maksymalny efekt, przy minimalnym wysiłku. Wszystko na teraz, już. Bez głębi, naskórkowo. Nie pamiętam, bym kiedyś kopiowała fragment słownika, czy encyklopedii - teraz to norma. Zapytaj studenta o fiszki, to odpowie pytaniem czy to coś z ryby. Z westchnieniem zabiera z lady pokaźną objętościowo książkę, którą najchętniej wymieniłby na szesnaście stron wypunktowanej treści. Skutki wybiórczego przyswajania treści są znane. Utrudnia to między innymi komunikację. Czasem nawet mam wrażenie, że jestem z innej planety. Bo, że z innej epoki, to na pewno. 


18 mar 2014

Jakbyś kamień jadła [książka Wojciecha Tochmana]

Kiedy płonęło Sarajewo, a Srebrenica spływała krwią miałam jedenaście lat. Na studiach zanurzona w mrokach średniowiecza, nie zwracałam za bardzo uwagi na historię współczesną. W wiedzy powstała wyrwa, którą teraz staram się zapełnić lekturami. Ale pierwszy raz mam tak, że nie wiem co o lekturze napisać, bo brakuje mi słów. Chciałabym książkę polecić i odradzić jednocześnie. Polecić - bo Tochman pisze świetnie. Ma specyficzny styl opierający się na języku konkretnym i plastycznym jednocześnie. Odradzić - bo po książce nie można zasnąć. Bo czytelnik ma wrażenie, że czyta o niemieckich obozach koncentracyjnych, a nie o tym co zdarzyło się zaledwie dwadzieścia lat temu. Lekturze towarzyszy niedowierzanie (jak można było do tego dopuścić) i ogromne zwątpienie w człowieka, a jednocześnie wiara w jego chęć pomocy bliźnim (główna bohaterka reportażu). Okrucieństwo miesza się tu z rozpaczą rodzin ofiar. To lektura ciężka niczym kamień właśnie. Książka na raz, ale ten raz wystarczy, bo kreślone przez autora obrazy trudno wymazać z pamięci. 

"Tochman omija utarte ścieżki, którymi zwykle podążają na Bałkanach dziennikarze. Daje to jego niewielkiej książce potężną moc. Warto przeczytać ten niezwykły reportaż, by zrozumieć, jak cieniutka jest politura cywilizacji i jak łatwo przyjaciele obracają się przeciwko przyjaciołom. ‘Jakbyś kamień jadła’ trzeba by wysłać Boutrosowi-Boutrosowi Ghaliemu i Kofiemu Annanowi, Johnowi Majorowi i Douglasowi Hurdowi, George‘owi Bushowi i Billowi Clintonowi. Pewnie by jej nie przeczytali, ale nawet przekartkowanie książki Tochmana zmąciłoby spokój ich emerytury." [Literary Review, Czarne.com]

17 mar 2014

Najlepszym przyjacielem samotności jest książka [wywiad]

W marcowym wydaniu miesięcznika Pani wywiad z Korą. Wokalistka opowiada o tym, że nie uczestniczy w wirtualnym życiu, a zamiast siedzieć na Facebook'u woli przeczytać książkę na Kindle'u, który uważa za superwynalazek. Książka według Kory to najlepszy przyjaciel samotności. Mówi:

Gdzie więc przebywam najczęściej? W domu, i czytam. Ale całe życie tak miałam. Zawsze miałam czas, by czytać książki. Niewątpliwie więcej tego czasu mam dzisiaj, i głowę do czytania. Książka ciągle była moim przyjacielem. Ja się nigdy bez niej ruszyłam. 

[źródło]

Opowiada o swojej fascynacji prozą Doris Lessing i Alice Munro, a także o tym, jakie książki powinny znaleźć się pokojach hotelowych.


Wywiad do przeczytania tu.

16 mar 2014

Nie ma ekspresów przy żółtych drogach / Andrzej Stasiuk

Trudno mi było skończyć nową książkę Stasiuka. Co chwilę przerywałam lekturę, odkładałam na bok. A to dlatego, że ten zbiór wcześniej już opublikowanych tekstów, felietonów poraża swoim pięknem. I trudno je przeczytać na raz, bo niemal każde zdanie zmusza do tego, by się zatrzymać, zastanowić. To zapiski z podróży - na Wschód, po Polsce, w głąb siebie, w odmęty pamięci. Proza bardzo intymna, kameralna, z której powstania pisarz tłumaczy się w jednym z ostatnich tekstów zbioru. Aż trudno uwierzyć, że ukazała się wcześniej w gazetach, jakby ta forma była za bardzo masowa dla pisanych słów. Jak sam twierdzi - robi światłoczułe odbitki minionego.

Pisze o domu swojego dziadka, gdzie spędzał dzieciństwo. Domu niszczejącym, podupadającym. Ten tekst szczególnie zapadł mi w pamięć. Podobne frazy mogłabym stworzyć o miejscu mojego dzieciństwa, które upływający czas przemienia w nicość - domu mojej babci. Stasiuk pisze:

Nie potrafię tu wrócić. Potrafię tylko przyjeżdżać i patrzeć, jak pleśń wchodzi w drzewo, a rdza w gwoździe. Okolica zamiera dom po domu i to jest tak, jakby zmniejszało się moje życie. Bo co się z nami stanie, gdy przepadną wszystkie miejsca, w których przebywaliśmy? Będziemy musieli je wymyśleć od nowa i nasze dawne życie też zmieni się w wymysł, w igraszkę pamięci, w nic więcej.

 W tych tekstach kondensuje swoje widzenie świata. Pisze o przemijaniu, nieuchronności zmiany. Książka ma wydźwięk prozy ostatniej, choć mam nadzieję na jeszcze, bo nikt tak trafnie nie portretuje peryferii świata i człowieczej duszy, jak Stasiuk.  

Nie ma ekspresów przy żółtych drogach / Andrzej Stasiuk. Wołowiec : Wydawnictwo Czarne, 2013.

15 mar 2014

Szalona bibliotekarka, papuga i pies [film]

Poznajcie Fionę. Jest bibliotekarką, ale nie nosi okularów. Ma prawie trzydzieści lat i mieszka z psem o imieniu Floyd, któremu robi na drutach różowe kubraczki w kwiatki. Fiona nie znosi szeptać, bo wtedy ludzie nie zwracają uwagi na to, co mówi. Jest wygadana i ciągle uśmiechnięta. Zawsze wozi ze sobą książki na bookcrossing i zostawia je nawet w męskiej toalecie. Miała kiedyś narzeczonego, ale okazało się, że ten jest jednocześnie mężem innej pani. Fiona poznaje Lymana, który patroluje nocą ulice i mieszka w przyczepie. Ich znajomość zaczyna się właściwie od książki Code of the West Aarona Latham'a. A także od papugi, która pewnego dnia wlatuje do przyczepy Lymana. Zaczyna on śledzić losy ptaka i jego poprzednich właścicieli. A do tego potrzebne mu są książki oraz pomoc pewnej uroczej bibliotekarki, która wypożyczając mu na swoje konto woluminy mówi:

Pamiętaj, żeby je oddać.
Nie wyrywaj kartek.
Nie dawaj ich psom na pożarcie.
Nie podrzyj.
Nie wylej na nie niczego.
Są na moje nazwisko.




Znajomość Fiony i Lymana jest kanwą filmu A Bird of the Air (Ptactwo powietrzne, 2011, reż. Margaret Whitton). Sam film jest zresztą ekranizacją książki The Loop nieznanego w Polsce Joe Coomer'a. Pierwotnie w ekranizacji tej powieści miał wystąpić Matthew McConaughey a partnerować miała mu Penelope Cruz. Ostatecznie projekt nie został zrealizowany. Może ze szkodą dla wizerunku profesji, bo Cruz w tej roli obaliłaby niejeden stereotyp, ale na pewno nie ze szkodą dla samego filmu, który ogląda się z prawdziwą przyjemnością.

14 mar 2014

Śniły mi się bordowe dmuchawce [książka Guguły Wioletty Grzegorzewskiej]

Nie pamiętam ile miałam lat, gdy dostałam swój pierwszy słoik. Słoik z dziurkowanym wieczkiem do łapania pszczół. Sam akt nie wydawał mi się wtedy czymś nagannym - po wyłapaniu wszystkich możliwych liczyłam je przecież i wypuszczałam. Chodziło o to, by pokazać tym wstrętnym chłopakom, że dziewczyna może być w tym dobra. Gdyby istniały mistrzostwa świata w łapaniu owadów do słoika, tytuł czempiona miałabym w kieszeni. Byłam mała, sprytna i zwinna, więc łapałam ich najwięcej. Więcej od starszego kuzyna, któremu nie mieściło się w głowie, że ta młodsza to potrafi. 

Przypomniał mi się ten dzień, gdy czytałam książkę Guguły Wioletty Grzegorzewskiej. To zapis dojrzewania dziewczyny z mojego pokolenia, więc miałam wrażenie, jakby autorka książki wyciągnęła na światło dzienne kilka, zastałych w pamięci niczym woda w stawie, wspomnień. Z mgnień uplotła  klimatyczną balladę o dzieciństwie w PRL-u, mającym smak paprykarzu i zapach świeżo wietrzonej pierzyny. Dzieciństwie pełnym przesądów i respektu przed siłami natury - nie wolno wszak było zabić pająka, bo to powodowało burzę, a jeśli ta już nadeszła należało zasłonić wszystkie lustra i zapalić gromnicę. Też dorastałam wśród takich bajań, więc to co stworzyła autorka w swych impresjach jest mi szczególnie bliskie. Te opowieści rozbudzają tęsknotę za czasem minionym. Za odkrywaniem świata i rzeczy pierwszych. Kiedy bohaterka po raz pierwszy dostaje miesiączkę, śnią jej się bordowe dmuchawce. Takich plastycznych okruchów jest u Grzegorzewskiej znacznie więcej. I można uznać tę książkę za wyjątkowo udany debiut, choć niekoniecznie skierowany do tych, którzy przyszli na świat z ręką na komputerowej myszy.

Guguły / Wioletta Grzegorzewska, Wołowiec : Wydawnictwo Czarne, 2014.




Peace, love & zakładka


Taką piękną zakładkę można znaleźć w książce Woodstock 1969. Najpiękniejszy weekend XX wieku (Wydawnictwo c2). Mała rzecz, a cieszy.

13 mar 2014

Malanowska wieszczy

Jak w każdy czwartek rzuciłam okiem na felieton Vargi w Dużym Formacie. Zmiażdżył on tym razem pisarkę Kaję Malanowską za jej narzekanie na niskie dochody ze sprzedaży powieści. Malanowska najpierw na Facebook'u a potem w felietonie (tu) napisała, że za szesnaście miesięcy pracy dostała niecałe siedem tysięcy. Opisała też reakcje swoich kolegów po fachu na jej wpis. Pisarka zastanawia się, dlaczego pisarz nie może narzekać na niskie zarobki: 

Gdybym była ekspedientką w supermarkecie, sprzątaczką albo bibliotekarką nikt chyba nie miałby do mnie pretensji?
No, cóż gdyby Malanowska była bibliotekarką (ciekawe zestawienie zresztą - ekspedientka, sprzątaczka, bibliotekarka) to los swój żebraczy dzieliłaby z tysiącami innych bibliotekarzy, a tak okazuje się, że są pisarze, którzy radzą sobie całkiem nieźle, co zdaje się być solą w oku Malanowskiej. Nie o nią samą jednak chodzi. Malanowska martwi się o kondycję czytelnictwa w Polsce:

Upadają lokalne czytelnie i biblioteki. Nie ma funduszy na organizowanie spotkań i dyskusji literackich, zakup nowych książek, a nawet na konserwację już istniejących zbiorów.
Różowo nie jest, ale sobie radzimy. W tych lokalnych czytelniach. Mamy DKK. Kupujemy nowości, choć pewnie mniej niż chcielibyśmy. Robimy wszystko, by nie spełniło się to co wieszczy w felietonie Malanowska:
Zwyczaj czytania zanika w naszym kraju, książka przestaje być potrzebna.
Szkoda, że ani słowem nie wspomniała pisarka w swoim tekście o najnowszych doniesieniach Biblioteki Narodowej. O tym, że o 13 % wzrosły wydatki na zakup nowości, udało się zahamować trwający kilku lat spadek liczby wypożyczeń oraz że zwiększyła się liczba zarejestrowanych użytkowników bibliotek. I, że za tym stoją bibliotekarki i bibliotekarze oraz ich ciężka - wieloletnia, a nie kilkumiesięczna praca.


11 mar 2014

Co jest grane, Davis? [film]

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najnowszy film braci Coen powstał trochę na fali popularności historii opowiedzianej w filmie Sugar Man. Łączy je klimat i postać głównego bohatera - w obu przypadkach muzyka, próbującego ze swojego grania zarobić na życie. Tylko, że to co w przypadku dokumentu było dla jego autora pretekstem do opowiedzenia historii o niezwykłym człowieku - jego pasji i skromności, tu dla twórców jest przyczyną by spróbować nakreślić portret współczesnego pokolenia trzydziestolatków (mimo osadzenia akcji na początku lat 70.). Pokolenia rozdartego pomiędzy zakotwiczeniem, a wolnością. Między zobowiązaniem i przywiązaniem a indywidualnymi wyborami. Bo główny bohater nie ma domu (śpi na kanapie u znajomego, który akurat chce go przygarnąć) i za wszelką cenę unika odpowiedzialności za jakąkolwiek istotę (w pewnym momencie zostawia nawet kota). Chce żyć z muzyki i muzyką - mimo niesprzyjających okoliczności. To, co mogło być przyczynkiem do naprawdę żywej, treściwej opowieści w rękach braci Coen zamienia się jednak w akwarelę, szkic zaledwie, jakby zabrakło sił i pomysłów na wypełnienie konturów postaci (najciekawszy i tak jest kot) i fabuły. Widz dostaje zatem dobrze zrobiony i momentami nawet zabawny film, który jest jednak jak niedoprawiona zupa. Można zjeść, człowiek się nie otruje. Tylko po co, skoro można spożyć coś sycącego i aromatycznego?






7 mar 2014

Biblioteka płonęła przez trzydzieści godzin [książka W oblężeniu : życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy]

Gmach Biblioteki Narodowej Bośni i Hercegowiny wzniesiono w 1896 roku. 
25 sierpnia 1992 roku, w piątym miesiącu oblężenia Sarajewa, na wdzięczne kolumny, witrażowe okna i piękne schody z węgierskiego marmuru, spadły pociski zapalające i przeciwlotnicze. Atak strawił ponad sześćset tysięcy woluminów.  
  
Biblioteka płonęła przez trzydzieści godzin; żółte płomienie znaczyły nocne niebo, a wiatr pędził osmalone kartki na ulicę Logaviną. 

Po ulicy chodził wtedy Esad Taljanovic, dentysta mieszkający w odległości pół kilometra od biblioteki. Chodził i zbierał, z ogromnym smutkiem w sercu, pojedyncze kartki książek. Biblioteka była częścią jego młodości.  Esad, być może również ze smutkiem,  wymieniał produkty żywnościowe na papierosy - pakowane - z powodu niedoborów - w kartki wyrwane z wyrzucanych książek, których akurat nikt nie spalił bo w mieście przez chwilę było ogrzewanie i nie musiano palić wszystkiego co popadnie w prowizorycznych piecach. Mieszkaniec ulicy Longavina, na którą wiatr zaniósł nadpalone kartki z bibliotecznych wolumniów,  Sead Vranic nie chciał spalić swojej kolekcji czasopism, liczącej dziesięć tysięcy egzemplarzy (przetrwała zresztą wojnę). Tłumaczył: Wiem, że ludzie w Sarajewie palą w piecach książkami, ale niektóre rzeczy są święte. Na tej samej ulicy, na której mieszkał wielbiciel czasopism mieszkała też Delila. Prawie zwyczajna nastolatka,  gdyby nie fakt, że była ekspertką od artyleryjskich pocisków - potrafiła na podstawie huku wybuchającego ładunku określić jego kaliber. Jej rodzice zginęli od wybuchu granatu moździerzowego. 

Mieszkańcy Sarajewa, a konkretnie ulicy Longavina, to bohaterzy reportażu Barbary Demick. W ich losach, jak w soczewce skupia się historia byłej Jugosławii. Autorka, uczestnicząca w życiu ulicy, w każdym rozdziale prezentuje innych aspekt rozgrywającego się dramatu - oblężenia Sarajewa - przeplatając je zrozumiałym dla odbiorcy historycznym rysem. W sposób niezwykle zwięzły, a jednocześnie plastyczny opisuje wojenną, trudną codzienność pozbawionych ogrzewania, elektryczności i wody mieszkańców. Portretuje ludzi zwykłych-niezwykłych, którzy nawet w obliczu zagrożenia nie tracili hartu ducha i zdobywali się na heroizm przekraczający ich siły. Demick pokazuje, jak mieszkańcy ulicy Longavina starali się nadać życiu pozory normalności, jak nauczyli się żyć chwilą, gdyż gwałtowna śmierć zbierająca każdego dnia swoje żniwo uświadomiła im, że być może tych chwil nie zostało wiele. Dla mieszkańców Sarajewa ich miasto było do czasu wojny apoteozą cywilizacji końca dwudziestego wieku - kosmopolitycznym miejscem, gdzie ludzie żyli zgodnie i dostatnio. Wojna była dla nich zaskoczeniem.  A tolerancyjność, którą zawsze bardzo się szczycili została przez konflikt zbrojny wystawiona na bardzo ciężką próbę. Umęczeni wojną i wycieńczeni - byli jednak nadal wierni swemu miastu i do końca wierzyli, że mogą zachować w nim wielokulturową przestrzeń.
Autorka reportażu wróciła do Sarajewa w 2011 roku, by dopisać do losów swoich bohaterów powojenny epilog. W Washington Post napisano o jej książce następujące zdanie: Gdybyś miał przeczytać tylko jedną książkę o Sarajewie, powinna to być właśnie ta książka. Ja zaś powiem, że gdybyś miał przeczytać tylko jeden reportaż, powinien to być właśnie ten.

W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy / Barbara Demick, Wołowiec : Wydawnictwo Czarne, 2014.





6 mar 2014

Sensory fiction, czyli (przyszli) amerykańscy naukowcy się nudzą

Studenci Massachusetts Institute of Technology wymyślili urządzenie w formie gustownej uprzęży, mające stymulować ludzki organizm podczas czytania. Stymulować tak, by wzmocnić odczuwane emocje. Specjalnie zaprojektowana i wydana książka, monitoruje akapit, który aktualnie czytamy, a wbudowane w książkę diody zmieniają swoje światło w zależności od treści czytanego akapitu i zawartych w nim emocji. Książka (?) wymienia dane z kamizelką i potęguje odczucia czytelnika. 



O urządzeniu wyczytałam w najnowszym felietonie Krzysztofa Vargi i wygląda mi ono na badziew pospolity, który raczej nie zrewolucjonizuje rynku. W felietonie, odnosząc się do tego wynalazku, Varga pisze:

To, na czym się literatura opiera, to jest wyobraźnia, wszystko, co przeciw wyobraźni działa - w najgłębszą istotę literatury uderza. 

Czytanie jest zawsze przestrzenią wolności człowieka, ubieranie się w jakiekolwiek uprzęże  - zniewolenia. 

Tymczasem obłąkańczy wynalazek amerykańskich naukowców wyobraźnię ma u czytelnika amputować, takie jest prawdziwe przesłanie owego nieszczęsnego sensory fiction, taka w ogóle jest idea przyszłości - wszystko ma być jednoznaczne. A czytelnikiem bez wyobraźni przecież sterować o wiele łatwiej, czytelnik wyobraźni pozbawiony to jest czytelnik wymarzony dla każdego totalitaryzmu, nawet jeśli jest to miękki totalitaryzm kultury masowej, a akurat z tym dzisiaj mamy do czynienia.  

4 mar 2014

Setunia [czyli znów książkoholizm]

Idę do biblioteki. Z zamiarem oczywiście oddania i nie wypożyczania kolejnych tomów, bo i po co drewno do lasu ciągnąć. 

E.: Będziesz czytał "Kryminalną historię Poznania", czy mogę ją oddać do biblioteki?
MG.: Zostaw jeszcze... A widziałem, że sobie już tam na karteczce napisałaś jakieś tytuły... Co, wypożyczać będziesz, tak?
E.: Oj, przestań. Przecież alkoholik też nie od razu rzuca alkohol...
MG.: Jasne, jakieś piwko pod sklepem, jakaś setunia... 

A oto moja setunia w bibliotece upolowana:


No ale taką książką można się upajać, prawda? 
Przyznam, że walkę wewnętrzną musiałam stoczyć niezłą, odwiedzając filie biblioteki publicznej. A to wychynęła na mnie Masłowska, potem Fabicka, dołożył swoje Karpowicz. Stasiuk się ostał jedynie, bo za sprawą objętości - nie zaś treści - potraktowałam go jak taki jeden łyk, haust zaledwie, rozpisany na jeden wieczór, a nie wieczorów kilka, więc nawet go w tym natłoku książek do-przeczytania nie poczuję (ale mam nadzieję zapamiętam). Nie chodzi wszak o czytanie - nałóg ten jak najbardziej jest wskazany - ale o gromadzenie książek. Z tego się otrząsnąć próbuję. Proza alkoholowa na trwałe wpisała się do historii literatury. Zamiłowanie do książek czytania też zajęło niejedną stronę powieściową, zaś o gromadzących książki - niczym zapasy na wolne chwile, chwile nudy, zagubienia wewnętrznego - nie pisze nikt. A może pisze, tylko jeszcze do tego nie dotarłam?